wtorek, 27 grudnia 2011

Starsi Panowie

Wczorajszy koncert z piosenkami Starszych Panów, był jedynym programem telewizyjnym jakim przez te święta chciałem zobaczyć i od początku do końca zobaczyłem. Tak dobrze i pożytecznie przy telewizji dawno mi nie było. Acz, pozostał pewien niedosyt, bo z przebogatego repertuaru Przybory i Wasowskiego, zabrakło kilku moich ulubionych piosenek. W sumie to chyba te najbardziej nawet znane tytuły i wszystkie w wykonaniu Wiesława  Michnikowskiego.  Wszystkie też o miłości:) No ale tylko Starsi Panowi o miłości, w wydaniu nawet bardzo cielesnym, tak zgrabnie potrafili pisać. Ot na przykład o trójkątach..."bo pojedynczo z dziewczyną się nie upora..."


I ten cudowny łamaniec słowny, z moją fatalną dykcją nie do wymówienia ;)
 Porzuconego nawet wspomnienie higieny boli...


Wreszcie hymn wszystkich miłośników pomidorów, w tym i mnie. Podobno w Norwegii z tego wspaniałego warzywa (owocu?) robią wino.  


Kobiety są okrutne jak widać z tej pieśni...

sobota, 24 grudnia 2011

Tam się wszystko zaczęło...Nazaret.

Czemu nie Betlejem. W taki dzień, trzeba by o Betlejem. Ale to w Nazarecie "Anioł Marii zwiastował" i z tego miasta ruszyli kiedy cesarz August nakazał spisać cały świat. Józef z Maryją mieli ładny kawałek drogi. Z Galilei do Judei. Dziś Galilea to na przykład taki obrazek.


Stada krów raczej nie hasały po tych wzgórzach dwa tysiące lat temu. Sam Nazaret dziś prezentuje się tak.

Nad miastem góruje oczywiście Bazylika Zwiastowania. Na placu poniżej niej potężny transparent głosi iż nie ma Boga prócz Allaha, a Mahomet jest jego prorokiem. Sama bazylika ma swoje uroki...I teraz juz tylko zdjęcia. Wesołych Świąt kimkolwiek jesteś Czytelniku.




niedziela, 18 grudnia 2011

Rec.

Zadziwiające są drogi skojarzeń, jeszcze bardziej zadziwiające jest że skojarzenia pojawić się mogą po wielu, wielu latach. O co chodzi? A o to jak dziwnie zadziałał mój mały móżdżek. Zaczęło się od maty  antypoślizgowej do wanny. Niedawno kapiąc córkę przypomniałem sobie że chyba po raz pierwszy z taką matą zetknąłem się mieszkając parę dni w hostalu w Madrycie. Potem poleciało skojarzenie...
Był 1997 rok, po wielkiej powodzi wraz z przyjacielem z studiów Łukaszem (przyjacielem, którego z własnej winny straciłem) ruszyliśmy do Hiszpanii. Pociągami. W Madrycie zatrzymaliśmy się na tydzień, właśnie w hostalu na ulicy Luna. Stara kamienica, na przeciw komisariat policji, mili ludzie, no i ta mata w wannie. Pierwszej nocy obudził mnie krzyk. No nie krzyk, raczej zawodzenie, ni to płacz ni to śpiew. Głos jakby starszej kobiety. Ciężko było określić czy dobiega z ulicy, czy z kamienicy w której byliśmy, czy z korytarza tuż za drzwiami. Spać się już nie dało, zawodzenie trwało, mi było głupio, bo sądziłem że Łukasz śpi , wiec co się przejmować. Jednak im dłużej ten coraz bardziej irytujący i powoli przerażający dźwięk trwał , tym bardziej zacząłem się zastanawiać, czy zamknąłem drzwi na klucz. Wyobraźnia podsunęła mi obraz szalonej staruszki, mordującej śpiących gości hostelu. Do dziś nie wiem kto lub co zawodziło, następne noce upłynęły spokojnie.
Wiele lat potem, kiedy samotnie siedząc w kinie (tak, byłem jedynym widzem) oglądałem hiszpański horror "Rec", nie przypomniałem sobie swoich lęków z Madrytu. A podobieństwa były, stara kamienica (w Barcelonie jednak), wszystko też zaczęło się od interwencji u zawodzącej staruszki. Dopiero parę dni temu mata antypoślizgowa uruchomiła trybiki w moim umyśle. Normalnie paranoja:)
Z hiszpańskich horrorów to najbardziej lubię jednak "Kręgosłup diabła".

piątek, 16 grudnia 2011

30 lat temu...

30 lat temu staniała robotnicza krew, droga była odwaga. Nie zapomnijmy o przelanej krwi, gdy mordercy to jakoby "ludzie honoru", a tchórze z tamtych czasów dziś, gdy bezpieczni, udają bohaterów.


sobota, 10 grudnia 2011

Zorza polarna.

Jest jedna rzecz, jedno zjawisko, które pragnę zobaczyć najbardziej. To zorza polarna. Zobaczyć to rozświetlone niebo, te tańczące na nieboskłonie świetliste proporce, może wśród fiordów Norwegii, albo na pustkowiach Islandii. 
Gram teraz w Skyrim i tam nocne niebo, jak to na północy, często rozpromienia aurora borealis. I ta wirtualna zorza jeszcze bardziej umacnia mnie w pragnieniu zobaczenia tej prawdziwej. Echhh....
A zorze z Skyrim podobają się nie tylko mnie, o czym świadczy wiele filmów zachwyconych graczy.




wtorek, 6 grudnia 2011

Musicie, musicie zobaczyć ten film...

... jeśli kochacie fantasy, jeśli lubicie sowy. "Legendy Sowiego Królestwa". Dawno nie widziałem tak pięknego wizualnie filmu, dawno nie przechodziły mnie ciarki przy epickich scenach jak tu. Piękna baśń. Ech, po prostu bez słowa.

czwartek, 1 grudnia 2011

Piosenka na dziś

Bardzo, bardzo fajne...


Po za tym nienawidzę Amazonu, bo znajduje rzeczy które bym chciał, jak na przykład Encyklopedia Doctora Who, a nie mogę złamać starego plastiku (jak mawia Chuck, czyli użyć karty kredytowej).

wtorek, 29 listopada 2011

Żółtnica pomarańczowa.

http://www.cas.vanderbilt.edu

Żółtnica pomarańczowa, Maclura pomifera, to drzewo, w zasadzie spory krzew, pochodzący z południa Stanów Zjednoczonych. Wydaje przypominające pomarańcze owoce, z jej drewna Indianie mieli wykonywać łuki. Jej gałęzie maja długie kolce, co z jej "zbitą" budową sprawia ze świetnie nadaje się do żywopłotów, w Stanach popularnie nazywana jest "żywopłotową jabłonią". 
30 listopada 1864 roku roślina odegrała swoją role w pewnej bitwie.
Wczesnym rankiem tego dnia pierwsze odziały Unii dowodzone przez generała Schofielda dotarły do niewielkiej miejscowości Franklin w Tennessee. W nocy, nieopodal Spring Hill, Unioniści wymknęli  się Południowcom generała Hooda. W mroku federalni żołnierze minęli pozycje nieprzyjaciela oddalone praktycznie o kilka metrów, niektórzy podobno podchodzili nawet do ognisk rebeliantów. Wściekły Hood ruszył w pościg, by dopaść uciekinierów w Franklin. Ci jednak, wykorzystując stare umocnienia, mieli czas się okopać. Oparci o rzekę Harpeth, za którą wznosiły się resztki fortu, obsadzonego teraz artylerią, za ziemnymi nasypami federalni czekali na ruch Hooda. Ten, rzucił swe oddziały do ataku, bez wsparcia artylerii, która z jednym z korpusów dopiero podążała na miejsce. Ostatni wielki szturm Południa. 
Przed częścią swych umocnień unioniści stworzyli abatis, wał z obalonych drzew, z żółtnicy pomarańczowej. Przewrócone drzewa, poskręcane gałęzie, długie, ostre kolce, okazały się zaporą nie do przebicia przez rebeliantów. Jeden z federalnych oficerów wypominał o desperackich próbach przebicia tej zapory, kiedy na wystawione na ostrzał szeregi Południowców spadała lawina karabinowego i artyleryjskiego ognia- "ludzka natura nie jest w stanie znieść tak niszczycielskiego ognia jaki na nich spadał."
Gałęzie Maclura pomifera przyczyniły się , w drobnym bo w drobnym, stopniu do federalnego zwycięstwa w Franklin. 
Południu zostało opłakiwanie tysięcy poległych synów, mężów i ojców. Wśród nich jednego z wybitniejszych oficerów rebelii na zachodzie Patricka Cleburnea. 

poniedziałek, 28 listopada 2011

Zły

Macie też tak że co nie powiecie, co nie zrobicie, uznawane jest za złe i niedobre? Że wasze intencje uznawane są za podle i niskie? A wy sami to w ogóle jesteście niewiele warci?
Ja tak się czuje od długiego czasu, ostatnio nawet bardziej.
To piosenka w tym temacie może...

piątek, 18 listopada 2011

Śnieżka.

Baśnie dają niesamowite pole do popisu pisarzom, filmowcom. niby klasyczne i znane opowieści, można opowiedzieć inaczej, z innej perspektywy (tego złego na przykład), lub wykorzystać baśń jako kanwę swojej własnej historii, jak Sapkowski w wczesnych opowiadaniach o wiedźminie. Aktualnie trwa ofensywa baśni  na ekrany, telewizyjne i kinowe. W Stanach dwa nowe seriale "Once Upona a Time" i "Grimm". Ten ostatni podobno całkiem, całkiem. Ciekawe czy pobiją znakomity moim zdaniem serial "10 Królestwo" z 2000 roku. Co jakiś czas pojawia się on na różnych kanałach telewizyjnych i  warto go zobaczyć. Baśniowe królestwa po odejściu wielkich heroin, jak Śnieżka, szczypta grozy, dużo humory i fajnie poprowadzona opowieść. 
No właśnie Śnieżka, już wkrótce  w kinach aż dwa filmy o niej, oba na nowo będą się starać przedstawić klasyczną opowieść z repertuaru braci Grimm.
Nie pierwszy raz zresztą, w 1997 powstał film w Polsce znany pod tytułem "Śnieżka dla dorosłych" ("Snow White: A tale of Terror.") z Sigourney Weaver w roli Królowej. Polski tyłu sugeruje raczej pornola, w rzeczywistości to nawet niezły film grozy. Weaver jest momentami naprawdę przerażająca, klimat mroczny, a krasnoludki to banda banitów:) Ludzi oczywiście. 

No a co szykuje nam się w Śnieżkowym temacie w najbliższej przyszłości. Pierwszy film to "Mirror, Mirror" (Lustereczko, lustereczko choć Bóg jeden raczy wiedzieć jak to będzie tytuł u nas)


Hmmm, fajne to nawet. Kolorowo, jak w bajce, kostiumy pod XVIII wiek, co mi się podoba, zabawnie i z "twistem". Krasnoludki i Śnieżka trudnią sie bandyterką prawie jak u Sapkowskiego. Julia Roberts, której nie lubię, tu jednak robi niezłe wrażenie. Obawiam się tylko że całość może się sprowadzić do festiwalu gagów i śmiesznych tekstów. 
Jest jeszcze jednak drugi film. "Snow White and the Huntsmen"


Po pierwszym obejrzeniu zwiastuna miałem efekt "wow". Wow, jakie dark fantasy nam się szykuje!!! Oby !! Dawno filmu w takim klimacie nie widziałem, oj dawno. Jeśli film spełni choć połowę moich oczekiwań, jakie mam po zwiastunie, będę prze szczęśliwy. Oczywiście wow wywołuje też Charlize Theron jako Królowa. Zimna, wręcz przerażająca uroda, niesamowite kostiumy i kruki;)




 Jestem ciekaw tej opowieści...Bracia Grimm pewnie też ;)

piątek, 11 listopada 2011

11 listopada...

Polacy świętują swoją niepodległość. Jakże różnie zresztą, nowa moda w Warszawie to kamienie w policję, podpalanie samochodów. Myślałem że szlag mnie trafi, kiedy na jednym z materiałów widziałem uciekająca panicznie rodzinę, dziewczynka trzymała jeszcze balonik. I naprawdę ciśnie się pytanie, jak z piosenki Kazika, do tych z prawej i lewej :"Coście skurwysyny z tą krainą uczynili?".
Na szczęście nie było tak wszędzie...
Jednak nie o tym. 11 listopada  to ważna data nie tylko dla Polaków. Brytyjczycy i część ich dawnych koloni, Francuzi wspominają koniec Wielkiej Wojny. Dla tych pierwszych to dzień pamięci o wszystkich poległych, a symbolem jest czerwony mak. I czerwienieją od maków ulice, pomniki, cmentarze.( galeria BBC ).
Ja postanowiłem uczcić ten dzień muzycznie, piosenkami o pierwszej wojnie.
Na początek piosenka, która już gościła na moim blogu. 


Piosenka wspaniała, muzycznie i tekstowo. Smutna jak diabli, jak ten los żołnierza w okopach. To jej słowa, z ostatniej zwrotki skłoniły mnie do pisania bloga o brytyjskim cmentarzu w Krakowie. 
The day not half over
And ten thousand slain,and now
There's nobody remembers our names
I nikt nie pamięta naszych imion...
Trafiłem na niesamowity cover tej piosenki, co ciekawe czeski. Tekst jest zupełnie inny, ale też mocny. 
"Są walentynki i może dlatego płaczę na schodach burdelu. Nawet Śmierć jest zmęczona, ta dziwka bez imienia."
Dla Brytyjczyków jest kilka bitew tej wojny, które stały się symbolami. Męstwa, bezsensownych ofiar, głupoty dowódców. Jedną z nich jest Passchendaele. O niej gra Iron Maiden.


Swoje dorzucają Szwedzi z Sabatonu.


Jaka jest cena za milę? Dobre pytanie dla każdej wojny...
Jeszcze raz Sabaton. Gallipoli. 


Na biurku leży książka australijskiego autora L.A. Carlyona o tej kampanii. Czytałem ja wracając kiedyś pociągiem z Katowic. Prawie trafiło na fragment o lądowaniu na plażach półwyspu. Konkretnie na plaży V. Siedząca ze dwa rzędy przede mną dziewczyna musiała wziąć mnie za wariata, bo się formalnie popłakałem czytając o rzezi Dublińskich Fizylierów i ich towarzyszy. 
Wspomnijcie poległych...




czwartek, 10 listopada 2011

Dust Tactics Revised Core Set.

Nie mogąc się doczekać polskiej edycji nowej podstawki do gry Dust Tactic, postanowiłem sobie kupić wersję angielską, cena zapewne nie będzie wiele się różnic, a ja nie lubię czekać ;) (polecam zakupy gier w sklepie Rebel, bardzo solidna firma). Jak sama nazwa wskazuje jest to Revised Core Set, różniący się od pierwszego pudła. Ma to swoje plusy i minusy. Dostajemy poprawione zasady wprowadzające wszystkie nowości z dotychczasowych dodatków (artyleria, budynki) nowe koszty punktowe oddziałów i inne drobne zmiany.
Samo pudło jest o połowę mniejsze od poprzedniego i z miększego kartonu. Przy otwieraniu nie miałem efektu wow;), może dlatego że bardziej spodziewałem się co zastanę w środku, może dlatego że zawartość jest skromniejsza od poprzednika (Revised Core jest oczywiście tańszy).
Co nie jest fajne to to że nie dostajemy grubych kostek z fragmentami planszy, tylko dwie, dwustronne plansze z cienkiego papieru. Samo pole bitwy jest fajne (most i jego okolice), jednak ten cienki papier echhh....
Nie ma się co oszukiwać najważniejsze są oddziały i pojazdy, całkowicie nowe dla tej podstawki. Jeden lekki pojazd, jeden bohater i trzy oddziały piechoty na stronę.
Alianci dostają maszynę krocząca "Blackhawk". Model wygląda świetnie, ptasi kształt, zupełnie inny niż średnie maszyny Amerykanów (które wyglądają jak Sherman z nogami). Uzbrojenie, ech no właśnie, uzbrojenie to PIAT-y, czyli sprężynowe wyrzutnie granatów. Fajnie to wygląda na modelu, jest jednak nieco absurdalne. No i zasięg, tylko dwa pola. Ogólnie nie rozumie nieco twórców gry, którzy karzą Aliantom pchać sie do walki wręcz lub do zwarcia.OK, taka wizja , w końcu Amerykanie mają jet packi, więc trzeba je wykorzystywać (niestety nie działają jak w filmie "Rocketeer, ale to ten etos) Dwa nowe odziały piechoty, średni "Hell Boys" (wersja jednostki z pierwszej podstawki, zamiast jednego miotacza płomieni ma dwa) i ciężki "Hammers" to własnie takie oddziały. Zasięg jeden.  Bohater zresztą też. Trzecia jednostka to zwykli piechociarze, wyposażeni jednak i w bazookę i ciężki karabin maszynowy. Z kolei Niemcy znów dostają jednostki z potężną siłą ognia i pancerza.  Maszyna krocząca ma wyrzutnie granatów i rakiet. Jeden oddział średniej piechoty, Pionierzy szturmowi z miotaczem ognia i trzema panzerfaustami (zamiast nich dałbym im ładunki wybuchowe) i aż dwa ciężkiej. I to dosłownie ciężkiej , bo niemieckie pancerze wyglądają masywniej i maja zasadę dającą dodatkową ochronę. Grenadierzy laserowi z ciężkimi laserami idealni do zwalczania maszyn i drugi zespól z nowym rodzajem lekkiej broni rakietowej (jeden model w naprawdę idiotycznej pozie, nie wiem czy się wywraca czy biegnie). Bohaterka to z kolei chodząca bateria ciężkich karabinów maszynowych.
Dziwny ten nowy zestaw początkowy, mam na myśli oddziały. Nie wiem jak się będzie grało nowym graczom tylko na tych figurkach, dla mnie irytujący jest wybór jednostek dla Amerykanów, hurra do przodu na "bagnety". Dla posiadających już swoje armie do Dusta, jednak spore i ciekawe uzupełnienie szeregów. Jestem ciekaw jak sprawdzą się lekkie walkery i nowe jednostki.
Czekam na dalszy rozwój gry, wkrótce nowy dodatek z zasadami budynków piętrowych i z modelem takowego :) i ciężkie "czołgi" . Ciekawe czy nowy rok przyniesie wydanie jednostek dla sowietów, a może dla obcych ? No i w tym roku zasady bitewniaka, na które bardzo czekam.

poniedziałek, 31 października 2011

Halloween!!! Dynie rządzą!

Jasne, to nie nasz obyczaj, nie licuje z powaga jutrzejszego święta, tak jak licują jarmarczne znicze, no i pogaństwo i satanizm. Dziś Halloween, w Stanach, Wielkiej Brytanii dzike szaleństwo, echo dawnych wierzeń i obyczajów, jeszcze z celtyckich czasów Europy. Wśród tradycji drążone dynie, Jack OLentern, rozpoznawczy znak tego święta. 
Dynia, u nas zwana banią, to super warzywo. Wielkie, kolorowe i zdrowe. Rok temu po raz pierwszy u mnie padło ofiarą Halloween. Dorwałem biedną dynię i pochlastałem nożem. Sprawiło mi to dużo frajdy, babranie się w dyniowych bebechach i nurzanie w pogaństwie. Zeszłoroczną wigilię Wszystkich Świętych rozświetlał mi o taki Jack Latarenka.


W tym roku zrobiłem dwie dynie, jedną pomarańczowa, a drugą białą. Ta biała miała bardzo grubą skórę, nieźle się namachałem nożem. Frajdy jednak dużo i tak dwie dniowe latarnie świeca sobie w pokoju, jedna na stole, druga pod. 
Pomarańczowa, wersja soft dla mojej córki, prezentuje się tak. 


Teraz biała.



Starałem się żeby była do kogoś podobna...


Podobieństwo jest jednak średnie...Za rok wyjdzie lepiej! :)
Wystrzegajcie się złych duchów tej nocy...

niedziela, 30 października 2011

Steampunk i moda.

Już wielokrotnie pisałem że lubię steampunk. Mariaż XIX stulecia, maszyn parowych, wiktoriańskich klimatów i fantastyki bardzo mi odpowiada. Zresztą dla wielu ludzi steampunk stał się formą kultury (subkultury?), wyrażania siebie, nie tylko poprzez literaturę, ale poprzez sztuki plastyczne,muzykę,  czy popularne pośród wielu miłośników różnych odmian fantastyki przebieranki.
No i własnie steampunkowa moda, z dobrodziejstwem  inwentarza z XIX wieku, gorsetami, krynolinami, kamizelkami, surdutami, plus typowe "punkowe" elementy jak gogle czy czapki pilotki, też mi się podoba. Zwłaszcza podana jak na tym filmiku.


No jasne ze nie da się w tym chodzić codziennie, a nawet wyjście imprezowe może wymagać sporo odwagi. Estetycznie jednak dla mnie bomba. Na filmie moją uwagę przykuły dziewczyny w stroju nawiązującym do munduru z wojny secesyjnej. Tu więcej:


Moja "miłość" do wojny secesyjnej nieco ostatnio przygasła, za bardzo siedzę teraz w tematyce  brytyjskich żołnierzy pochowanych w Polsce. No i nie dałem rady zrealizować swoich zamierzeń dotyczących napisania  książki o jednej z kampanii wojny  domowej (kupa pozbieranych materiałów i literatury, brak talentu echhh). Jednak taka wariacja nad mundurem, fakt ze bardzo fantazyjna (zwłaszcza płaszcz;)) wzbudza w miłośniku ACW (American Civil War) przyjemne odczucia:)
Jutro Halloween, więc jeśli ktoś wybiera się na jakąś imprezkę polecam styl steampunkowy.  

sobota, 22 października 2011

Solomon Kane z Biedronki.

Różne rzeczy można znaleźć w Biedronce, tym sklepie biednych ludzi, jako orzekł Prezes. Ja tam się biedy nie wstydzę, a kupuje tam głównie serki, namiętnie pożerane przez moją latorośl. Dziś prócz serków do domu przyniosłem film "Solomon Kane". 9 złotych, nawet nie DVD tylko VCD, więc zapomnijcie o dodatkach a nawet wyborze ścieżki dźwiękowej czy napisów. Film kusił mnie od pewnego czasu, wiec te parę złociszy poświęciłem.


Solomon Kane jest bohaterem wykreowanym przez ojca Conana Roberta Howarda. Napisał on o nim kilka opowiadań, wierszy. Kane to XVII purytański pogromca zła, wędrujący od Europy po Afrykę, skutecznie wyplewiając wszelkie plugastwo rapierem, pistoletami i magicznym kosturem, podarowanym przez afrykańskiego szamana. Nie jest on tak popularny jak Conan, ale doczekał się i swoich komiksów (gdzie mierzy się nawet z Draculą) i własnie tego filmu. 
Od razu powiedźmy, nie jest to wielkie dzieło, ale za te pieniądze, na sobotni wieczór w sam raz ;). 
Na minus oczywiście prosty, nie zaskakujący scenariusz, z którego jednak nie wiadomo czy Kane ma być potępiony za swe własne grzechy, czy za pakt podpisany przez jego ojca. Rażą anachronizmy- w 1600 roku Union Jack  nie mógł powiewać na angielskim okręcie (flaga powstanie w 1606). Nie znalazł by się też w Anglii żaden katolicki klasztor wtedy, już nie mówiąc że Kane jako purytanin nie postawiłby zapewne nogi w przybytku papistów. No i Anglia w filmie nie wygląda jak Anglia, tylko jak ...no w sumie Czechy gdzie film kręcono. 
Co na plus?
Klimat. Jest ponuro, mroczno, błotnisto, czuć obecność Złego nawet w pogodzie. Przyzwoite efekty specjalne i parę naprawdę ładnych scen. Demony z luster na przykład i piekielna bestia w finale. Parafianie pewnego duchownego też są nieźli :) Sceny walki na przyzwoitym poziomie. No i największy plus to James Purefoy jako Kane. Bardzo lubię tego aktora, zwłaszcza za Marka Antoniusza w "Rzymie".  
Jestem zadowolony z wydania tych 9 złotych w Biedronce ;) Poproszę jeszcze w tej cenie na przykład "Centuriona" czy "Black Death", albo totalnie egzotycznie norweski film "Trolljegeren"

czwartek, 20 października 2011

Brakuje mi historii.

Brakuje mi historii, to znaczy uczenia historii i to też nie całej. Owszem, uczenie edukacji dla bezpieczeństwa jest fajne, jednak nadal lubię mój podstawowy fach. Moje  w nim realizowanie się zostało mocno okrojone poprzez okoliczności lokalnej oświaty. Człowiek i tak się cieszy jak głupi że ma pracę. Swoje też zrobiła nowa podstawa programowa, kończąc historię w gimnazjum na roku 1918. W ten sposób nawet ucząc historii parę moich ulubionych lekcji by wypadło. 
Nie da się lubić wszystkiego co się robi. Są tematy, które dla mnie są mordęgą, albo są nudne, albo totalnie nie widzę sensu ich uczenia. Są jednak w podstawie programowej więc mus to mus. Są wreszcie lekcje które uwielbiam, na które mam jakiś swój patent, stosowany od lat i praktycznie zawsze się udaje. Niektóre z moich ulubienic tematowych ;) wynikają ze lubię opowieści. Pewnie wieki temu byłbym staruchem siedzącym przy kominku i odpowiadającym  banialuki. Jako belfer snuje więc dzieciakom opowieść o Napoleonie i Europie jego czasów, nazizm przedstawiam od pierwszych lat życie małego Adolfka Hitlera. Opowieść o Wielkiej Wojnie to koszmar okopów, od gazów bojowych po stopę okopową, wszystko przyprawione zdjęciami z tomiszcza "Der Weltkrieg in Bild". Czasem oddaję głos innym, jak w temacie o Powstaniu Warszawskim, kiedy czytam wspomnienia niemieckiego żołnierza. 
Bywa że lekcja dzieje się na tablicy. Przyczyny pierwszej wojny to wyrysowana kredą plątanina strzałek między mocarstwami, które ukazują sprawy i punkty zapalne między nimi. Tablicowa jest też lekcja o totalitaryzmach, kiedy najpierw zapisuję podane przez uczniów cechy demokracji by potem znaleźć ich przeciwieństwa w totalitaryzmie. Albo wypisuje kategorie ludzi uważanych przez nazizm za wrogów i pytam w ilu z nich uczniowie sami by się znaleźli. Echhh...Nie będzie w tym roku takich lekcji, może już nie być ich nigdy. Echhh...Brakuje mi historii. 

poniedziałek, 17 października 2011

...

Trochę nie potrafię się wsiąść za pisanie...różne sprawy mnie męczą...W miarę regularnie uzupełniam blog o żołnierzach brytyjskich. Tu jakoś nie mam weny...może uda mi się wsiąść w garść. Zresztą i tak brak stad spragnionych czytelników ;)

niedziela, 2 października 2011

Tydzień na kolanach.

Tydzień i owszem na kolanach. Nie, nie pokutuję (zapewne było by za co). Po prostu dalej pierwsza pomoc. Boczna bezpieczna,czy resuscytacja, wiec na kolana belfrze przy fantomie :) Fajnie się uczy pierwszej pomocy. Ma się poczucie że przekazuje się coś ważnego. Widzieć poważniejące twarze dzieciaków kiedy mówię co dzieje się z człowiekiem po 4,5 minutach po ustaniu pracy serca i jak można wiele zdziałać wykonując w zasadzie proste czynności. Oby nigdy nie musieli tego robić naprawdę, ale niech będą gotowi i potrafią ratować. 
Taka rozmowa w pokoju nauczycielskim o cenach fantomów i ile by ich by było potrzeba. Wiec mówimy no trzy w sumie, trzy rodzaje dorosły, dziecko i niemowlak, i każdego ze dwa. I rozbrajające, sarkastyczne hasło: "To ministerstwo nie kupi?" Żart przedni :) WOŚP rozdał masę fantomów podstawówką (na niektórych pracuje), w macierzystym gimnazjum mam dwa (jeden zapobiegliwie kupił dyrektor, kiedy jeszcze były pieniądze w budżecie, drugi z wydawnictwa). I tu będę mieć "komfortową" sytuacje, dwa fantomy na 30 dzieci. 
Brakuje mi trochę historii...
Co jeszcze? Pomalowałem drugiego niemieckiego walkera do Dust Tactics. Zupełnie inne malowanie niż poprzedni, kamo bardziej miejskie lub północne. Dosyć ładnie się prezentuje.


Niestety, w piątek, przegrałem partię Dusta. Amerykanie mnie zmasakrowali. Pierwszy raz użyłem małp bojowych i dosyć z nich jestem zadowolony. Trafiłem też na fajny filmik w stylu Dusta. Niemiecki walker i to z laserem, kontra Amerykanie. Wynik do przewidzenia i to nic że taka maszyna totalnie na polu bitwy była by do niczego. No może przez chwilę, a w tym filmie jej historia zakończyła by się wraz z nadejściem dnia i pojawieniem się na niebie alianckich samolotów. 
Film bardzo klimatyczny i dustowaty ;)


Zagadka. Co daje pięcioro śpiewaków, jedna perkusja i metalowy repertuar? Daje zespól "Van Canto"! Gdzieś tam słyszałem że jest taka grupa wykonująca a kapela metalowe numery, dopiero jednak dziś ich sobie posłuchałem. Jestem zachwycony!!!Miałem łezki radości w oczach, kwicząc jak mała świnka słuchając na przykład "Fear of the dark" w ich wykonaniu.  Dla przykładu i posłuchania "Wishmaster"


Niestety, nie ma ich na ITunes:( 
ITunes to tez jedno z wydarzeń tygodnia, wreszcie w Polsce można kupowac piosenki, albumy, teledyski (jeszcze nie filmy i seriale). Nie będę sie tu rozwodzić czy jest tanio czy drogo (ceny w euro, jedne rzeczy się opłaca, inne nie), ale mogę sobie na przykład kupić Daniela Lande. Śledziłem artykuły na różnych stronach i komentarze. W komentarzach oczywiście wylewanie pomyj na Apple i na "głupich" ludzi którzy kupują muzykę. Przecież wszystko można z internetu  ściągnąć za darmo. Spodobał mi się jedna wypowiedz : "Człowiek na pewnym poziomie po prostu nie kradnie."
Na dobranoc jeszcze "Van Canto"




niedziela, 25 września 2011

Thor i dzieciak z Tommy Gun.

Minął mnie w kinie, ale nie minął na DVD- Thor, bóg piorunów w wersji marvelowo/filmowej. Film chciałem zobaczyć nie z powodów komiksów, nie śledzę aż tak świata Marvela, a obrazkowego Thora w życiu nie miałem w ręku. Zresztą mam jakoś dziwnie z amerykańskimi komiksami. Napalam się na jakiś tytuł, a kiedy do niego się dorywam to rozczarowanie (tak było z Northlanders, a zwłaszcza z Superman Red Son, wiem że to nie Marvel ale...)W sumie to jedynie nie zawiódł mnie nigdy Usagi i Hellboy. Wracamy jednak do Thora. Przede wszystkim chciałem zobaczyć co nawyprawiano z nordycką mitologią. I podobało mi się :) Film typowo na wieczór taki jak wczoraj, piwo, popcorn i relaks. Co się podobało:
-niesamowite kostiumy, scenografia, Asgard i Tęczowy Most urzekają pięknem i rozmachem, Jotunheim jest ponury i mroźny. Wizualnie totalna bomba. Gdyby album "Art of Thor" nie był tak drogi to zapewne zagościł by na mojej półce i tłuściłbym jego kartki paluchami i pasł oczy (recenzje albumu można znaleźć tutaj http://parkablogs.com/content/book-review-art-of-thor)
- obsada, Anthony Hopkins jako Odyn, moc mieszająca się z słabością starzejącego się władcy Asgardu, Tom Hiddleston jako Loki jest świetny, no i Thor/Chris Hemsworth pasuje do roli popędliwego boga pioruna. Choć w sumie  to taka powtórka tego co pokazywał w "Star Trek". Natalie Portman nie miała aż zbytnio tu do grania, po prostu jest i jest ładna :) Czarnoskóry Idris Elba jako Heimdall mi się podoba:) Dlaczego strażnik Tęczowego Mostu, który widzi poprzez mroki kosmosu i słyszy jak wełna rośnie na owcach musi być biały? Bo to "biała" mitologia? A może to słoneczne wichry szczaskały jego skórę na heban ;) Coś dla fanów "Rzymu", pojawia się Tytys Pullo :)
- parę śmiesznych tekstów (Mój apetyt to nie przejaw braku uczuć) i sytuacji (stado rednecków wokół Mjolnira)
- tempo filmu, wszystko zgrabnie się toczy i wydaje się być na miejscu, dobrze się ogląda.
Minusy, hmmm, jakoś ostatnio wszystkie filmy są dla mnie za krótkie :) za powierzchownie traktujące opowieść. Na DVD są oczywiście sceny wycięte i jedną zdecydowanie trzeba zobaczyć, bo brakuje jej w filmie, a dużo mówi o Lokim i Thorze.  
Fajny film na sobotni wieczór, czekam na DVD z Kapitanem Ameryką. No i na Avengers...
Posłuchajmy coś o Thorze :)



Co jeszcze...Uczę cały tydzień pozycji bocznej ustalonej:) Muszę powiedzieć ze większość dzieciaków bardzo poważnie bierze zajęcia z pierwszej pomocy. Nie powiem ni słowa o komforcie pracy w 30 osobowej klasie, bo przecież  belfrzy i tak nic nie robią.  Schody się zaczną dopiero gdy, każde z tych 30 dzieciaków będzie musiało zrobić resuscytacje. Jeden belfer, jeden fantom i trzy godziny lekcyjne na to (łącznie z pokazaniem i teorią). Damy radę, w sumie nikogo to nie interesuje, prawda.
W środę wychodzę z szkoły i co widzę. Idzie coś takiego małego, może z 10 lat,  buty szturmowe, ochraniacze na kolanach, kamo i pistolet maszynowy Thompsona na ramieniu. 
Belfer: Młody to Thompson?
Młody: No, zgadł Pan.
Belfer: Tak zgadłem, wiedziałem. A są do tego okrągłe magazynki?
Młody: Są, ale ja mam drugi zwykły.
Belfer: To ilu się was będzie strzelać?
Młody: Z 20.
Fajnie, sobie pomyślałem, sam bym z wami pobiegał  z Tommy Gunem. I prawie jestem pewny że z tego dzieciaka wyrośnie porządny człowiek, co nawet musze nie zrobi krzywdy, a wojny będzie się brzydzić, choć będzie go pewnie interesować. Krzywdzą innych ci którzy nie mają hobby, tylko nudne puste czachy zapełniane alkoholem. Na wielką skalę ci którzy nie widzą ludzi, tylko cyferki, albo poronione idee. 

sobota, 17 września 2011

17.09.1939


Minął tydzień.

Upłynął tydzień mojego "pielgrzymowania" po szkołach. Tak sobie próbowałem policzyć ile uczniów mnie przez ten czas słuchało,oczywiście się pogubiłem ;), ale wyszło że coś z 3 setki. Wyraźnie tez przez rok w domu padła mi odporność, zmagam się z przeziębieniem. 
A teraz tekst tygodnia! Praca z ćwiczeniami, stwierdzić czy zdanie jest prawdziwe czy fałszywe, w czasie alarmu pożarowego czekaj na nauczyciela.
Belfer- To co nauczyciel ma zostawić 30 uczniów bez opieki i szukać jednego ?
Uczeń- Jezus by tak zrobił!
Belfer- Ja nie jestem Jezus.
Szkoła to naprawdę wesołe miejsce:)
Jak przewidziałem nie ma kiedy malować figurek do Dusta, jedną zrobiłem w ubiegły weekend. Kolejny niemiecki bohater.


Nieco wolniej też idzie mi na drugim blogu, jednak wpisów przybywa i kolejni polegli otrzymują swoje historie, lub przynajmniej strzępki historii. Zreszta to i tak robota na lata. Nawiązałem kontakt z kolejnym Anglikiem, ma przesłać mi maszynopis swojej książki (nie potrafi znaleźć wydawcy) i porozmawiać z weteranami. Wszyscy byli w Łambinowicach i może pamiętają jednego z "moich" poległych.
Na portalu Gazety Wyborczej artykuł o polskiej animacji i niesamowity zwiastun filmu "Paths of Hate". Tak sobie pomyślałem, wyskakuje co jakiś czas hasło czemu nie ma polskiego filmu o dywizjonie 303, czy bitwie o Monte Cassino, czy Falaise czy Arnhem. Przestałem nawet wierzyć w dobre intencje tych którzy zadają takie pytanie, żałuje jednak ze nikt nie pomyśli by zrobić właśnie filmu animowanego. Zapewne byłby droższy, ale po tym zwiastunie widać jak mógłby by być dobry gdyby zajęli się tym polscy animatorzy.


Jest oczywiście projekt "Hardkor 44" o Powstaniu Warszawskim, tutaj jednak podpisuje się pod opinią jednego z rysowników: http://boli.blog.pl/bad-taste-44,14444043,n






sobota, 10 września 2011

Piosenka na dziś.

Za co kochamy Space Marines...

OK, nie wszyscy kochają, nawet nie chodzi mi o Marines, ale o Warhammer 400000. Bo zażynając stada orków w demie nowej gierki, uświadomiłem sobie że ten wytwór Games Workshop, spory kawałek czasu obecny jest w moim życiu.(wspominając tylko o 40, bez RPG i fantasy)
Wszystko zaczęło sie od Space Hulka w wersji komputerowej w którego zagrywałem się na mojej Amidze. Walka z genokradami zakutych w potężne pancerze Terminatorów to było to, a w jakimś piśmie komputerowym przeczytałem że gra komputerowa jest stworzona na podstawie gry planszowej , a ta jest częścią potężnego uniwersum gry bitewnej. Nie do pomyślenia było dla mnie jeszcze wtedy coś takiego. Figurki, modele, książki pełne zasad, kostki. Dla mnie, dla którego ziszczeniem marzeń o super grze była "Magia i Miecz" i kto zaczynał przygodę z RPG to był kosmos. 
Ten kosmos zmaterializował się kiedy w wakacje przed pierwszym rokiem studiów kupiłem podstawkę 40 (nawet już nie wiem która to była edycja). W potężnym pudle plastikowe figurki orków i oczywiście space marines. Dziś gdyby je porównać z współczesnymi figurkami, nawet  z Games Workshop, nie mówiąc już o  świętej pamięci Rackhmanie, wypadły by bardzo bardzo blado. Prawie wszystkie w jednej pozycji, zero dynamizmu. Wtedy jednak to było coś.  Nie mając wcześniej pędzla w ręku wziąłem się za malowanie i za granie. Kumpel nawet zrobił papierowego drednota :) Kartonowe ruiny z podstawki do dziś są obecne na polach bitew. 
Najbardziej chyba jednak wciągnął świat, wizja ludzkiego imperium przyszłości walczącego o przetrwanie pośród obcych potęg i mrocznych zagrożeń. Na pierwszej linii obrony zakony space marines...
Zreszta jak można było nie zakochać sie w tym świecie, kiedy na okładce podręcznika widniała taka ilustracja


Tak jakoś fascynacja pozostała do dziś, a minęło coś z 16 lat. Ostatnia edycja 40 leży na półce, nawet co nieco pomalowane, ale nigdy nie grane:)
Teraz świat 40 przeżywa renesans. Games Workshop podzieliło się monopolem na niego. Fantasy Flight Games robi planszówki, karcianki, RPG (przałbym kiedyś zagrać w Black Crusade i wcielić się w chaotycznego marines, Slannesh myślę że byłby moim patronem ;)). No i oczywiście gry komputerowe, na czele z Dawn of War.  Tu świat space marines ożywa dzięki niesamowitym animacją


Tu z Eldarami, miałem kiedyś ich armię, dziś gdybym wrócił do malowania i grania w 40 wybrałbym ich mrocznych pobratymców.


A po demie Space Marine zastanawiam się czy kupić tą grę...echh tyle lat a sentyment pozostał...


wtorek, 6 września 2011

Początek nowego roku szkolnego.

No i na nowo zaczęło się edukowanie. Trochę inaczej ten rok miał wyglądać, a raczej inaczej go sobie wyobrażałem. W zasadzie tylko jedno jest ważne- mam pracę. Żona ma pracę. A że ja jestem nauczycielem "objazdowym" no trudno...taka karma.
Nie pamiętam też takiego  początku roku szkolnego z takim natężeniem szczucia na nauczycieli. Za dużo mamy wolnego, za mało pracujemy, uciekamy na urlopy zdrowotne, za dużo zarabiamy, przez nas samorządy maja problemy finansowe, ogólnie banda, swołocz i najlepiej rozstrzelać tych cholernych darmozjadów. Niop...Po Żydach, masonach, jezuitach, cyklistach, myśmy złem tego świata. 
Co mam powiedzieć. No nic. Bo po co. Mądry swoje wie, głupi nie zrozumie. A rządzący, którym strasznie na rękę ten medialny harmider, i tak zrobią swoje. Po co moje nerwy.
Osładzam sobie początek roku demem gierki "Space Marine". Nie ma jak pociąć orków mieczem łańcuchowym :) i podziurawić z boltera :).
Zaraz biorę się za kolejnego poległego z krakowskiego cmentarza, na moim drugim blogu. W słuchawkach Jacek Kaczmarski i do roboty.
W odpowiedzi na komentarze:
- mojej kochanej poprzedniej klasie- to może sami coś o sobie napiszcie, a ja to tu wrzucę ;) zawsze możecie napisać jakim okropnym belfrem byłem :) Na paintball zdecydowanie trzeba znów się wybrać!
- nie będzie o mazidłach. Mydło, najlepiej szare i woda!

czwartek, 1 września 2011

Jak sobie maluje...

...figurki do Dust Tactics. Mocno się odgrażałem że nie będę malować figurek do tej gry. Jednak jakoś tak szaro i zielono było na planszy kiedy się grało, wiec postanowiłem, po bardzo długiej przerwie, malować. Jak mi wyszło będę się teraz chwalić. Totalnie nie ma czym, bo malarz ze mnie żaden, ale co mi tam :)
Na początek Niemcy i dustowe panzerwaffe


Średni czołg...eee, maszyna krocząca PZ. KplfL-B "Ludwig". Maszyny w Dust wyglądają zabójczo, tak świetnie że nie ma co się zastanawiać nad ich funkcjonalnością i jak dawały by sobie radę na realnym polu walki. Zaleta "Ludwiga" w grze są jego potężne działa, typowa broń przeciwpancerna. Zrobiłem mojemu totalnie dziwaczny kamuflaż:) Nie podchodzi mi "firmowe" zimowe maskowanie, miało być coś bardziej letniego. Wyszło ni to pustynnie, ni to jesiennie. Jak powiedział kumpel:"Fajnie, ale nie widać że Niemiec". Mnie się podoba:)
A teraz małpy bojowe, genetyczne eksperymenty Niemców.


Goryle jak goryle, ale klimat jak z komiksów o Hellboyu Mignoli. 


Goryle jeszcze nie walczyły w żadnej z naszych rozgrywek.
Kolejne obce technologie w rękach Osi: laser. Grenadierzy laserowi.


Czarne mundury zrobiłem im z premedytacja, by się wyróżniali. Oni się nie kryją, ich broń sieje przerażenie w sercach wrogów, mają wyglądać ponuro i groźnie. Wymyśliłem też sobie ze obce bronie, technologie będę malować metalikami, a zwykła broń zwykłymi farbkami. 
Wreszcie bohaterka Sigrid von Thaler


Jestem zadowolony z tego jak mi się udała. Czuć że to wredna, zimna suka. Nieźle też potrafi namieszać na polu bitwy. Pistolet laserowy przy dobrych rzutach może wykosić prawie cały oddział piechoty, resztę Sigrid może dobić w walce wręcz.
Aliantów mam mniej pomalowanych. Świetni z wyglądu i z mocarności w grze Grim Reapers    


Oraz para bohaterów, Joe Brown i Rosie Donovan


Tu niestety muszę powiedzieć że Figurka Rosie nie wyszła, jest słabo, niewyraźnie odlana jeśli chodzi o twarz.Twarz jest po prostu brzydka. Widać to nawet na zdjęciach z "firmowym" malowaniem. Nawet profesjonalni malarze nie dali rady zrobić jej ładnej.   Wielka szkoda bo na grafice jest świetna!


Typowa pin-up girl, w dobrym amerykańskim stylu:)
Reszta figurek się maluje, ale w związku z rozpoczętym rokiem szkolnym pewnie postępy prac będą bardzo powolne. 
Trzeba osłodzić sobie początek szkoły, może właśnie w stylu pin-up:)
Znakomity teledysk:)


1 wrzesień 1939....


To był mały oddział polskich żołnierzy, ktoś wspominał że mieli wysadzić mostek w Leszczynach, choć może byli tylko patrolem. Kiedy nadeszli Niemcy podjęli walkę. Ten żołnierz, Adam Zając, na zawsze został w ziemi, której bezskutecznie próbował bronić. W innym miejscu Jan Zając, mój dziadek, w mundurze strzelców podhalańskich zaczynał swa wojnę , która zaprowadziła go do niemieckiej niewoli. Z której, wraz z kolegą , udało mu się uciec. 
Pamiętajmy o żołnierzach, marynarzach, celnikach, policjantach, kolejarzach, harcerzach, powstańcach śląskich, bezbronnych cywilach dla których ten dzień był ostatni. Lub był początkiem koszmaru wojny...




poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Wampirycznie i anielsko.

Odbiorca kultury ze mnie żaden. Po koncertach, teatrach, kinach się nie szwędam (na Conana tez nie pójdę niech to Crom przeklnie). Zostają mi reklamy. A w reklamach i wampiry i anioły.


Krwiopijcy zawitali do słodkości:) Boom wampiryczny trwa, czego ten spocik jest najlepszy przykładem. Reklama mi się jednak podoba. Bo wampir, przynajmniej do momentu skuszenia na czekoladę, jest prawie że klasyczny. Oczywiście ze daleko mu od słowiańskiego upiora, który był tylko gnijącym kawałem mięcha. Klasyczny jest filmowo. Piękne okoliczności Wenecji (zdaje się ze w 5 lub 6 sezonie Doctora Who jest odcinek "Wampiry z Wenecji :)), powiewający płaszcz, kły, brak odbicia w lustrze. Żadne nowo modne nastoletnie wampiry abstynenci, czy inne pomysły. Choć trochę klimat reklamy, może przez urodę wampira, przypomniał mi serial Moonlight. Podobny nieprawdaż?


Fajne jest też wrażenie jakieś niedopowiedzianej historii. Kim jest kobieta? Po co kusi wampira? Pocałunek jest wskazówką, ale potem pojawia się kolejny krwiopijca. Co z poprzednim? Może kobieta to jakaś Anita Blake, łowczyni wampirów:) he, he na co mi przyszło, analizuję reklamy:)
Teraz pora na anioły. W zasadzie anielice. Nowa reklama Axe, tradycyjnie jest seksistowska. Tym razem jest tez piękna. Muzyka na pierwszym miejscu, świetna narracja, o urodzie aniołków nie wspominając.


Anioły też ostatnio modne. I w literaturze, filmie (choć tu różnie wychodzi , "Armia Boga" najlepsza) i w sklepach z różnościami. Aniołków z ceramiki, drewna i czego tam jeszcze na tony. 
No to na koniec anielska piosenka ;)


wtorek, 16 sierpnia 2011

Primeval sezon czwarty.


Czwarty sezon zmagań z anomaliami i paskudami z nich wyłażącymi...hmmm...nowe otwarcie w serialu, o którym swego czasu bardzo pozytywnie pisałem. Serii którą po prostu lubię. Sezony 1-3 obejrzałem pod rząd, czwóreczka nieco czekała na swoją kolej. Piątka też pewnie poczeka, ale wracając do tematu. Jakoś mniej przyjemnie mi się oglądało. Sezon trzeci mocno namieszał-postacie które skupiały zespół nie żyją lub odeszły, zniknęły. Największy przeciwnik Helen Cutter nie żyje. Twórcy 4 sezonu musieli więc zacząć na nowo w zasadzie. Może po staremu plusy i minusy.
Minusy:
- jakoś siadło tempo, wcześniejsze serie były jakieś "szybsze"
- strasznie dużo osób zaczęło podróżować anomaliami, wątek z wiktoriańskimi podróżnikami i Ethan nie podszedł mi, w sumie takie zapychanie czasu. 
- nieudane próby emocjonalnych odcinków. Ten z szkołą...hmm zabicie dziewczynki, jej filmik echh nie wyszło. 
- za mało Bena Millera !
- za mało odcinków :)
Plusy:
-to nadal Primeval :)
-sekret nowego członka zespołu Matta
-nowa członkini zespołu Jess (choć dobór kolorów i dodatków do ubrań jest specyficzny) i nowa fryzura Abby ;)
  
W sumie z czterech obejrzanych sezonów, czwarty oceniam najsłabiej. W sumie tylko dwa odcinki zapadły mi w pamięć, oba na końcu serii. 


niedziela, 7 sierpnia 2011

Czarni lotnicy, czerwone ogony.

Historia czarnych lotników z 332 Grupy Myśliwskiej USAAF wraca na ekrany i zapowiada się dobry film


Będę musiał się na niego wybrać, poniekąd  dlatego że "Czerwone Ogony" latały nad Śląskiem, osłaniając bombowe rajdy na zakłady wokół Kędzierzyna (w jednym z nich zginęło 30 jeńców brytyjskich, będę kiedyś o nich pisać na moim drugim blogu, gdyż spoczywają w Krakowie).
Można o tym przeczytać na stronie Stowarzyszenia Blechhammer 1944. Artykuł ciekawy i działalność zapaleńców z Stowarzyszenia niesamowita i godna podziwu. Sam się jeszcze dziwię czemu nie nawiązałem z nimi kontaktu w sprawie"moich" jeńców, zwłaszcza że maja wiele informacji i kontaktów (w tym z córka jednego z nich). Echh, ta moja nieśmiałość...
Link do artykułu tutaj:
http://alfsoft.net/blechhammer1944/site/articles.php?article_id=2