sobota, 25 czerwca 2011

Fajny film obejrzałem: "Super 8"

Po bardzo długim czasie, wreszcie byłem w kinie. Niop, odbiorca kultury ze mnie kiepski. Za to film na który wreszcie dotarłem znakomity! "Super 8" J. J. Abramsa (tego od Lost)


Co by napisać? No dlaczego znakomity. Jak dla mnie dlatego:
- świetnie opowiedziana opowieść, niby taka wariacja na temat  "E.T" , ale ogląda się niesamowicie przyjemnie i żałuje się ze już koniec.
- Dzieciaki! I jeśli chodzi o dobór aktorów i same postacie. Dzieciaki z swoim życiem, problemami, pierwszymi stratami, miłościami, pasjami. Inny świat obok życia dorosłych. Na który dorośli i dorosłe życie ma jednak wielki wpływ. I pojawia się tajemnica, pojawia się przygoda i dopiero się dzieje!
-Klimat. Po pierwsze klimat małego amerykańskiego miasteczka. Uwielbiam ten stary numer w filmach i książkach  spokojna mieścina w której coś się wydarzy. I klimat czasów, mamy rok 1979, pojawia się walkman ("Mówię ci to równia pochyła chłopcze"), na pewno za wszystko odpowiedzialni są Sowieci. Taka stara Ameryka, która ja znam tylko z filmów, które widziałem w dzieciństwie czy młodości. Do której kontrastem była moja rzeczywistość zmierzchu PRL-u (choć nie powiem że szara, sorki ale nie powiem że moje dzieciństwo było szare, mimo że za komuny).
W sumie tak sobie pomyślałem że dla samych Amerykanów to taka mocna nostalgia, bo  stalownia z której żyje filmowe miasteczko zapewne padła w latach 80 lub 90. Samo miasto zmieniło się w miasto duchów.
- Scena na stacyjce kolejowej. Bomba po prostu. Reakcja chłopaków na grę Alice- przeurocze i przesympatyczne. Katastrofa pociągu zaś wbija w fotel. Widowiskowość ;)
- Teksty. "Pierwszy raz nauczyciel mierzył do mnie z broni" czy "Widowiskowość"  ( w oryginale Production Value) i parę innych naprawdę świetnych.
Można by tak jeszcze wymieniać. I przesłanie, proste, ktoś powie że banalne, wręcz naiwne,  ale jakie maja być słowa dziecka? Dziecka które tłumaczy sobie świat po wielkiej stracie, znajduje sobie nowe w nim miejsce, które dopiero co zetknęło się z nieznanym.Proste prawdziwe słowa.
Jakieś minusy "Super 8" ? Daruje sobie nie będę zgredzić.
Jakoś ten film kojarzy mi się z "Goonies". Też niezła zbieranina dzieciaków,znany i kochany świat który może się zawalić  przygoda. "Goonies" oglądam zawsze z przyjemnością, widziałem ten film z 20 razy. Myślę że tak samo będzie  z "Super 8".

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Powrót piosenek na doła.

Ten dzień musiał nadejść i dołujące piosenki wracają! Średnio to dobrze że znów są potrzebne, no ale co poradzić...taka karma. Dziś będzie trochę starych kawałków, niektórymi katowałem się jeszcze w liceum, czyli prawie dwadzieścia lat temu. Czasy się zmieniły, powody dołów niezupełnie.


Ten zespól, wtedy dawno temu to był szał :) Rockowe brzmienie, skrzypce i poetyckie teksty. Kaseta chodziła do zdarcia. Ten kawałek szczególnie, "Krew i chleb". Jakoś też wtedy zaczytywałem się w mrocznych opowiadaniach Żerdzińskiego i ta piosenka nieźle do nich pasowała. Nieźle pasuje do życia ;)



Satanista ze mnie taki jak i Chińczyk, ale Kata swego czasu słuchałem. Dziś w zasadzie tylko tej piosenki.
"Nie ma mnie i nie było jest dzień."


To nie jest moja piosenka... Ktoś, kiedyś robiąc coś czego nie potrafię do dziś zrozumieć rzucił mi nią, niczym wyrzutem sumienia.

czwartek, 16 czerwca 2011

Śmiertelne przedstawienie. 16 czerwca 1883 rok Sunderland.

Być dzieckiem to naprawdę hazard. Dożycie dorosłości, która też nie jest często za ciekawa, to wyczyn. Dziś może nie każdemu tak się wydawać, ale rozmiar cierpień dzieci jest olbrzymi. A był jeszcze większy...Historia, kiedy ją obedrzeć z patosu, to wielki płacz cierpiących dzieci. Teraz to ja jestem patetyczny, wiem, ale kiedy czytam o takich wydarzeń, jak to o którym nieco opowiem, po prostu ściska mnie za serce.


Dla dwóch tysięcy dzieciaków zgromadzonych w sali koncertowej Victoria Hall w angielskim Sunderland, to musiało być niezwykłe przeżycie. Wędrowna trupa państwa Fay dała wspaniałe przedstawienie. Kiedy jeszcze się okazało ze część biletów to kupony na nagrody, radość dzieci sięgnęła zenitu. Te z widowni już dostawały prezenty wprost ze sceny. Setki maluchów z galerii rzuciły się na klatkę schodową.
Ktoś, do dziś nie wiadomo kto, postanowił ułatwić sobie życie. By łatwiej sprawdzać bilety, wydawać nagrody. Otwierające się na schody drzwi otworzył i zablokował na około 50 cm. Tak żeby przepuścić jednego dzieciaka na raz. Jednak nikt z obecnych dorosłych nie zadbał o to by kierować i kontrolować masą dzieci. A  te, setkami,runęły schodami, ku wąskiemu przejściu...
Momentalnie powstał zator, momentalnie zapanował chaos, momentalnie doszło do tragedii...
Dorośli oczywiście zadziałali, jeden otworzył druga klatkę schodową i wyprowadził parę setek dzieci. Jeden wyrwał z zawiasów nieszczęsne drzwi...Było już jednak za późno
W ścisku klatki schodowej zadusiło się 183 dzieci. Najmłodsze miało 3 latka. Zginęły całe rodzeństwa, jak czwórka dzieci państwa Mills.Całe klasy, jak 30 uczniów szkółki niedzielnej.
Wszystko przez głupotę dorosłych.
Powinien być morał , że po tej tragedii zmieniono przepisy, pojawiły się wymogi dotyczące drzwi ewakuacyjnych, wymyślono charakterystyczne sztaby dzięki którym łatwo, przez naciśniecie otworzyć takie drzwi.
Mówi chyba jednak wszytko pomnik ku czci ofiar...

wtorek, 14 czerwca 2011

Fajną książkę przeczytałem- "Lewiatan" Scott Westerfeld

Świat na granicy konfliktu. Potężne mocarstwa prężą się do wojny, potrzebny jest tylko pretekst. Jest rok 1914 i Europa wkracza w nowy, krwawy rozdział swych dziejów. Tyle ze ta Europa jakaś taka inna niż ta, którą znamy z naszej historii....Trójprzymierze i Trójporozumienie to nie tylko dwa polityczne pakty, to odmienne cywilizacje, odmienne drogi rozwoju. Niemcy, Austro-Węgry to stal i żelazo, napędzane silnikami maszyny, cuda przemysłowej rewolucji. Wrogowie zwą ich Chrzęstami. Wielka Brytania i jej sojusznicy to Darwiniści. Darwin w tej rzeczywistości odkrył znacznie więcej niz teorię ewolucji, opracował metody manipulacji genetycznych, dzięki którym można tworzyć nowe stworzenia, które przejmują rolę maszyn, od jaszczurek przenoszących głosowe informacje, po potężne powietrzne wieloryby. W tym świecie dwoje młodych ludzi, oboje skrywający swe tajemnice, przeżywa niezwykłe przygody. Chłopak i dziewczyna, Chrzęst i Darwinistka, w trybach i wnętrznościach straszliwego konfliktu. Taką rzeczywistość wykreował Scott Westerfeld w swej powieści "Lewiatan"
Ostatnio mało czytam powieści. Cały czas siedzę w książkach historycznych. Jednak z wielka przyjemnością przeczytałem "Lewiatana" i nie potrafię się doczekać kolejnej części. W powieści jest to co lubię: alternatywna historia, steampunk, historyczne smaczki (jak ten z lornetką Zeissa, Brytyjczycy naprawdę kupowali optykę u Niemców i kiedy wybuchła wojna pojawiły się problemy), zbudowany z rozmachem świat  (choć tu stary zgred jakim jestem, znalazł parę rzeczy do czepiania, ale o tym może kiedyś). Akcja jest wartka, bohaterowie sympatyczni i od początku dający się lubić.  Czyta się to zgrabnie i szybko, aż za szybko, 400 stron to za mało. Książkę wzbogacają niesamowite ilustracje Keitha Thompsona, który wspaniale oddał klimat powieści, dodając kopa mojej wyobraźni. Podoba mi się tez tłumaczenie, zwłaszcza że nie było to zapewne zadanie łatwe.  Zgrabnie z potężnej maszyny bojowej Stormwalker tłumacz zrobił Pożogę (tylko nie wiem czemu pisaną z małej litery w książce, nazwa maszyny lepiej wyglądała by z dużej). Kusi mnie jednak kupienie sobie oryginału(od razu z drugą częścią, której jeszcze nie ma w Polsce), od tak dla porównania. Czy coś mi się nie podoba? No już wspominałem nieco mi zgrzyta przy Darwinistach, ale to zrzędzenie tylko moje. Acha, no i znowu Niemcy to ci źli i niedobrzy ;)
Polecam 'Lewiatana". I jak ślicznie go reklamują, o proszę:


Warto tez zajrzeć na stronę autora i ilustratora:
http://scottwesterfeld.com
http://www.keiththompsonart.com

niedziela, 12 czerwca 2011

Far from home.

Ruszył mój drugi blog, poświęcony poległym spoczywającym na cmentarzu Wspólnoty Brytyjskiej w Krakowie.
Zapraszam pod adresem:
http://farfromhome-formortom.blogspot.com/

piątek, 10 czerwca 2011

Trybik nie żyje!

W 1970 roku firma Hamilton wypuściła na rynek pierwszy zegarek elektroniczny. Nowoczesność w domu i zagrodzie. Już nie trybiki, sprężynki wzięły na siebie odmierzanie czasu na nadgarstkach mężczyzn i kobiet, ale elektryczne impulsy, baterie, wyświetlacze. Nowa epoka, nowy świat.
Nie wszystkim jednak to odpowiada! Z przeszłości, z schyłku XIX stulecia, grupa ludzi próbuje przywrócić trybiki do łask. To stempunkowy zespół (punk jakby nie było to bunt) The Cog is Dead.

TheCogisDead.
Przypadkiem trafiłem na tych wesołych ludzi i ich piosenki. Lubię stempunkowe klimaty i w zasadzie prócz zespołu Abney Park, nie znałem, dotychczas, podobnej grupy. The Cog is Dead grają rożne kawałki, rożne muzycznie, przyjemnie się tego słucha. Teksty trzymają się stempunkowej poetyki, mamy maszyny, parę ;) powietrznych piratów, dziewczynę przekładającą łodzie podwodne nad chłopca, córkę wynalazcy i miedziane wojny.
No i pełną bólu pieśń o straszliwym wynalazku elektronicznego zegarka...


Polecam . Będę musiał też bardziej wsłuchać się w Abney Park, choć tu odstrasza mnie nieco głos wokalisty.
No ale posłucham więcej i zobaczymy.


Jeśli nic się nie wydarzy, jutro pojadę do Krakowa na cmentarz żołnierzy Wspólnoty Brytyjskiej. Oznacza to że wkrótce ruszy mój nowy blog poświęcony ludziom tam spoczywającym.

środa, 8 czerwca 2011

Rosomak został wilkiem i inne takie...

Rzadko jestem w stanie obejrzeć coś w telewizji. To znaczy tak zasiąść przed ekranem i obejrzeć od początku do końca. Jest kilka powodów. Jeden to dyktatura Mini Mini i owieczek Shauna i Timmego. Drugi reklamy, najczęściej kończę oglądanie w czasie pierwszego bloku, nie mam cierpliwości. Kolejny powód odkryłem w poniedziałek. Pierwsza część X-man na Polsacie. W polskiej wersji Wolverine, Rosomak, został Wilkiem. Ja pier....! Nie wiem co przyświecało tłumaczowi, no bo słownik raczej miał. Może doszedł do wniosku że polscy widzowie są tak tępi że nie wiedzą co to są rosomaki (albo pomyślą że chodzi o wóz bojowy), albo i tak nie znają uniwersum komiksów Marvela, ze wszystko jedno jak nazwać Logana. Echh normalnie żenada.
Drugi program telewizji publicznej powtarzał serial "Czas Honoru". Oczywiście całości nie widziałem, wiadomo owce, ale końcowe sceny trzeciego sezonu owszem. I zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Takie obrazki rzadko oglądamy w polskich serialach. Mocne, naprawdę mocne...


"Czas honoru" wybija się zresztą na tle innych polskich serii, będę musiał skombinować sobie DVD i obejrzeć całość. Zasłużyliśmy na dobry serial historyczny, na poziomie "Kompani braci" czy dajmy na to "Rzymu". Kiedyś, gdzieś czytałem że duży cykliczny program, bodajże TVN-u "Agent" kosztował tyle ile "Ogniem i mieczem". Pieniądze wiec chyba są, ale na różne tańce, factory, talenty. Nie na porządne seriale. Ale to nasza wina. Nasze gusta decydują.
Już jakiś czas temu pojawił się porządny zwiastun nowego Conana.


Widać już znacznie więcej niż w poprzednim, o którym kiedyś pisałem. Z zwiastunami jest taki problem że często są lepsze niż filmy, na które zachęcają. Na razie mi się podoba. Podoba mi się Momoa w roli barbarzyńcy. Jak dla mnie jest bliższy wizji Howarda niż był Arnold, który stał się miarą dla tej postaci. Momoa wygląda jak z klasycznych komiksów o Conanie. Podoba mi się mackowaty stwór. Podoba mi się czarownica i powstający z piasku wojownicy.
W sierpniu zobaczymy czy spodoba mi się całość...

poniedziałek, 6 czerwca 2011

D-Day.

67 lat temu, o tej porze plaże Normandii mrowiły się już od alianckich żołnierzy. Na morzu, pośród, wielu okrętów lądowanie wspierał ORP "Ślązak". Lata temu, kiedy czytałem książkę Stephena Ambrose "D-Day" czułem takie miłe uczucie, ni to dumy ni to zadowolenia, kiedy amerykański autor wspominał o skutecznych działaniach polskiego okrętu. Oczywiście mając też w pamięci że działa "Ślązaka" być może zabijały Ślązaków w niemieckich mundurach. Echh, dziwnie z tą naszą historią...
Szkoda że ORP "Ślązak" (wcześniej HMS "Bedale") nie dotrwał do naszych czasów. Po wojnie znalazł się w służbie indyjskiej, a latach siedemdziesiątych poszedł na złom. Dajmy się ponieść fantazji i wyobraźmy sobie okręt muzeum na Odrze w Raciborzu albo Opolu, lub gdzieś na Kanale Gliwickim. Już totalnie odjechanie na terenie nowego Muzeum Ślaskiego w Katowicach ! Tak zostaje tylko pamięć o bohaterskiej załodze i okręcie.
Pamięć o wszystkich 67 lat temu na plażach, na morzu i w powietrzu Normandii.

środa, 1 czerwca 2011

Dzień Dziecka

Dzień kobiet był serialowy to i  Dzień Dziecka tak samo ;). Nie może się więc obejść bez Doctora Who:)