wtorek, 31 stycznia 2012

Zima, zima,zima...

Zima, zima, zima- jak radośnie podśpiewuje sobie moja córka. Za oknem, na przystanku, żarzy się koksownik.
I to jest fajne.



sobota, 28 stycznia 2012

Fajna książka: "Redcoat" Richarda Holmesa

W jednym z swoich felietonów Arturo Prez-Reverte, którego uwielbiam, pisał :"Wcześniej dobrzy byli zawsze oni: przekraczali przełęcz Jyber, obwieszczając przybycie grą na trąbce, ratowali z opresji syna maharadży jako śmiali bengalscy lansjerzy, bronili królowej Wiktorii przed burska i zuluską hołotą(...).Nawet kiedy ginęli, jak w Bałakławie, zawsze znajdował się na miejscu Errol Flynn, dzięki któremu zdarzenie zmieniał;o się w pełną chwały klęskę, tak więc nawet ona wydawała się w końcu zwycięstwem." Pisał tak o filmowym wyobrażeniu angielskich żołnierzy, sam chichocząc nad oburzeniem Anglików po filmie "Patriota". 
Cóż, filmy a historyczna rzeczywistość rzadko idą w parze, ciężko budować wiedzę i opinie na takim obrazie jak ten wymieniony z Melem Gibsonem. Warto wtedy nieco poczytać:) Właśnie skończyłem świetną książkę o armii brytyjskiej od wojny siedmioletniej do wojny krymskiej i powstania sipajów. Nawet nie książkę o armii ile o "Czerwonej kurtce", czyli brytyjskim żołnierzu zwanym tak, co oczywiste od koloru munduru.    
"Redcoat" Richarda Holmesa to zbiorowy portret obleczonych w czerwień(choć nie tylko, bo i zieleń czy błękit), żołnierzy, oficerów, piechurów, kawalerzystów, artylerzystów. Zbiorowy, lecz często ogniskujący się na pojedynczym bohaterze, jak na przykład Ezekiel Hobden, w swej brudnej i cuchnącej osobie, stojący w szeregu podobnych sobie, oczekując ataku francuskiej kolumny.  Autor przedstawia nam każdy aspekt życia brytyjskich żołnierzy. Od sytuacji społecznej, struktury narodowościowej armii (był czas że znaczną cześć angielskiej armii stanowili Irlandczycy), sposobów werbunku, awansów oficerów (kupowanie stopni), życia w koszarach i tak dalej i tak dalej. No praktycznie dowiadujemy się o wszystkim. Czasem ilość informacji, anegdot, postaci, aż przytłacza. Jednak język i duża ilość fragmentów wspomnień rekompensuje to w pełni. Będą oczywiście tacy którzy uznają to za zbyt powierzchowne. Bo można przecież napisać więcej o Brown Bess, czyli muszkiecie wtedy używanym, czy o samych bitwach. Można. I zapewne ktoś to napisał i można sobie więcej poczytać. Jeśli szukamy wprowadzenia w tematykę brytyjskiej, i ogólnie, XVIII i XIX wiecznej wojskowości, to książka Holmesa jest idealna. Znajdziemy tu opowieści o wywieszaniu czerwonej kurtki w zastępstwie Union Jacka, jak wykonywano pierwsze mundury koloru khaki w czasie buntu w Indiach (nie wiedziałem że słowo khaki pochodzi z perskiego). Zobaczymy bohaterstwo i okrucieństwo, tchórzy i bohaterów. Jest też bardzo dużo o kobietach. O żonach, wdowach, kochankach, prostytutkach. 
To co mnie najbardziej podobało się w tej książce, to to że to opowieść o ludziach i ich życiu. Autor pisze o nich, nie powiem że z czułością, ale z sympatią, co nie przeszkadza mu formować ostrych opinii czy ich negatywnie oceniać. Książka godna najwyższego polecenia.
I coś do posłuchania, to śpiewali bohaterowie tej książki  :) Sharp też był Czerwoną (Zieloną) kurtką ;)


czwartek, 26 stycznia 2012

...

Znów jakiś taki tydzień nie do pisania...Dużo biegania, siedzenia do późna w pracy, oczy szczypią od sztucznego światła i ekranów. Jakoś tak depresyjnie...
Kończę bardzo fajną książkę o Brytyjskiej armii w XVIII i XIX stuleciu i postaram się o niej nieco napisać.
Teraz idę spać...

piątek, 20 stycznia 2012

Odrabianie zaległości-Conan

Hura, po miesiącach od premiery kinowej i DVD wreszcie zobaczyłem nowego Conana. W zasadzie można by już było skończyć:), bo uczucia mam mocno mieszane. 
Nie będę ukrywać (co było parę razy widać na blogu) że czekałem na ten film. Nie będę ukrywać że poczytałem trochę jego recenzji (niektóre bardzo intelektualne:)  ktoś tam porównywał scenę inicjacji do spartańskiego agoge, które było całym systemem wychowawczym, a tu mieliśmy typowy rite de passage, bardzo podobne do tego stosowanego przez Apaczów, inni recenzenci pisali o swym poświeceniu bo przeczytali na nowo opowiadania Howarda). Nie będę ukrywał że Conan z Arnoldem jest jednym z moich ulubionych filmów (ale nie uważam go za zgodnego z tym co zawsze towarzyszyło mi czytając Howarda)
Czy było coś co mi się w nowym Conanie podobało? Owszem.
Na pierwszym miejscu sam Conan


Jason Momoa idealnie podszedł pod moją wizje barbarzyńcy. Jest czarnowłosy jak należy, jego hawajskie pochodzenie daje mu wygląd, no "inny". Nie powiem że barbarzyński, by nie obrazić Hawajczyków, ale pasujący do tego co było u Howarda. I patrząc jak walczy można zrozumieć co Howard miał na myśli porównując Conana do pantery. 
Scena narodzin Conana (no może prócz cesarskiego cięcia). Co innego przeczytać że ktoś przyszedł na świat na polu bitwy, co innego zobaczyć.


To może nie jest w sumie plus, bo mało scen zapadających w pamięć, ale te i owszem. Młody Conan i Piktowie (świetnie zresztą zrobieni, jak totalne dzikusy, nie wydające nawet ludzkiego głosu, z lekka stylizowani na Indian, zaraz kojarzy się opowiadanie "Za Czarną Rzeką")


Walka z piaskowymi wojownikami to kolejna świetna scena. 

I jeszcze mackowaty potwór:). Choreografia walk wielki plus.
Co jeszcze... Wiedźma :) I w wersji nastoletniej i już dojrzałej. Takiej świetnej stylizacji czarnego charakteru dawno nie widziałem.


No i Ron Perlman, bo on zawsze jest plusem, nawet w shitowych filmach, a w takich grał wielu. No i właśnie. 
Cholernie, cholernie mi żal że zarżnięto ten film. Moim zdaniem twórcy tak naprawdę nie wiedzieli czego chcą. Czy robią totalny remake pierwszego Conana, czy coś nowego. Czy robią film dla dorosłych (krew się leje gęsto, śliczne nagie biusty też są) czy nie wiadomo w sumie dla kogo. Dla tych co znają Conana opowiadań (parę fajnych nawiązań jest), czy z komiksów, czy z filmów. Albo nie znają go wcale. Pomysł z acheroncką maską fajny (taki komiksowy trochę, w stylu opowieści z "Savage Sword of Conan"), ale po co bohater ma ratować cały świat? Po co znów Conan ma się mścić za śmierć ojca? Już w pierwszym filmie ten pomysł był totalnie nieconanowaty (wow, ale neologizmy mi się robią). Scenarzyści w jednym z dodatków na płycie oświadczyli że podstawą nie mogło być żadne opowiadanie Howarda. Niby dlaczego nie? Weźmy takie "Czerwone ćwieki" (z którego miał powstać film animowany, Ron Perlman miał podkładać głos Conanowi, niestety nie wypaliło), już nie mówić o powieści "Godzina Smoka". A tak zrobiliście kichowatą opowieść w zasadzie nie wiadomo o czym, bo niestety o Conanie najmniej. Szkoda tego filmu...
W tym samym dodatku pada stwierdzenie że ten obraz rozpocznie nową epokę Conana. Niestety nie.
Jeszcze jedna rzecz w odniesieniu do pierwszego filmu, który w znacznej mierze stworzyła muzyka. Tu nie zauważyłem że muzyka w ogóle jest.


Jeszcze o Sowietach w Dust...

Grając w Dust Tactics  nie zagramy modelami SS, ogólnie nazizm został w Niemczech obalony, Hitler zginął w zamachu. Wszystko ładnie, prawie że poprawnie politycznie.
Grając Sowietami, będziemy prowadzić do boju jednostki NKWD...Co o tym myśleć?
Mi się to nie podoba...

wtorek, 17 stycznia 2012

Przyszła zima, a nadchodzą Sowieci.

Ku uciesze dzikich stad dzieciaków, tradycyjnie nie zauważona przez tych co powinni odśnieżać przybyła Pani Zima. Zawsze lubiłem tą porę roku, uwielbiam śnieg, mam się za człowieka Północy:). Jednak od kiedy śmigam na skuterze pomiędzy szkołami nadejście zimy oznacza  powrót do autobusów i piesze wędrówki. Ten sezon i tak był łaskawy, biały puch zjawił się późno. Zawsze jeżdżę do pierwszej wywrotki , wtedy wiem że już skuterem przedzierać po drogach się nie da. Widać to po moim dzielnym rumaku (choć nazywam go Szczurem ;)) porysowany, urwane lusterko. Trzyma się jednak dzielnie. W tym roku wywrotki nie zaliczyłem, opad przyszedł przez weekend i od poniedziałku busy i nogi. 


Z zimą nadeszła wiadomość że do świata gry Dust Tactics nadciągają Sowieci. Pokazała się właśnie zajawka trzeciej frakcji do tej znakomitej gry. Co maja towarzysze, ot na przykład helikopter :), czyli  wraz z nim oczekiwane przez wielu graczy zasady pojazdów powietrznych, choć sama maszyna wygląda nieco topornie. Ciekawe jakie latadła dostaną Niemcy (stawiam na spodki ) i Amerykanie. Pokazano parę oddziałów piechoty (Chińczycy w derlichach świetni), bardzo fajne, wprost z komiksu Paolo Parente, walkery i oczywiście największą sowiecka bohaterkę Koshke. Koshka wyglądać będzie o tak
http://www.fantasyflightgames.com


Resztę zapowiadanych sowieckich modeli zobaczyć można tu, a jeszcze dokładniej tu.
I tak jeszcze na koniec teledysk spod znaku "gra ciałem". Cytując jeden z komentarzy: "Who cares about her voice...GREAT LEGS & BOOBS...!!" 



Piosenka nie jest zła ;)

sobota, 14 stycznia 2012

Urywek na dziś

Odświeżam sobie zaległości filmowe na DVD i wczoraj trafiło na "Kick Ass". Jak oświadczała okładka płyty ZAJEBISTY.
A ta scena rządzi. "Battle Hymn of Republic" jako podkład muzyczny :)

czwartek, 12 stycznia 2012

...

Mija powoli ten nieciekawy tydzień...pełen pracy, niewyspania, smutnych wiadomości.
W sumie z wymienionych niewyspanie wynika z mojej winny, takie są konsekwencje zamieszkania w Skyrim ;)
Ostatnio pisałem o zgredzeniu, ale jeśli ktoś chce prawdziwego zgredzenia to proszę przeczytać sobie recenzje Holmesa o tutaj.


niedziela, 8 stycznia 2012

Jakim to zgredem jestem i to nie mając (prawie) racji :)

Wczoraj udało się zrealizować rodzino/przyjacielskie wyjście na nowego Sherlocka Holmesa. Film jest świetny, ale co się będę rozpisywać, wszędzie pełno jego recenzji, zresztą pewnie wszyscy go już widzieli ;).
Oglądając zgred włączył mi się dwa razy, przy dwóch scenach, które mi nie pasowały. Jak się potem okazało  nie do końca miałem racje. Uwaga małe spoilery!
W czasie ucieczki z fabryki zbrojeniowej, zbiry strzelają do Holmesa i Watsona z gatlinga. Akcja toczy się w 1891 roku, wcześniej w akcji był karabin maszynowy Maxima ( a może Lewis, w końcu to Anglia, świetna scena w pociągu), już nie mówiąc o pistolecie maszynowym, z którego pruł doktor (takich zabawek wtedy nie było jeszcze). A gatling z filmu był praktycznie taki jak ten używany przez marynarkę brytyjską.


No i zgrzytło mi, bo fabryka niemiecka (a gatling mimo wszystko najpopularniejszy był w USA) no i archaicznie mi to wyglądało w tej super nowoczesnej fabryce. Takie cuda na około, a ci kręcą korbką żeby dorwać naszych bohaterów. Pomyślałem sobie nawet czy jeszcze ktoś używał gatlinga. No używał, Amerykanie do 1911. Wiec się myliłem. Jednak i tak ten karabin totalnie mi tam nie pasuje. Czepiam się kilkunastu sekundowej sceny :)
No i drugi zgredowaty zgrzyt gdy Watson wykonywał masaż serca. Eee, przecież jeszcze wtedy tego nie wynaleziono! A jednak, Watson okazał się wyjątkowo obeznany w nowościach medycznych, bowiem pierwszy opisany przypadek wykonania masażu serca na człowieku pochodzi właśnie z 1891 roku.
Takie to moje jedyne uwagi do tego znakomitego filmu :)


środa, 4 stycznia 2012

Rok po zaćmieniu.


Minął rok od zaćmienia Słońca, które stało się "natchnieniem" do pisania tego bloga. Nawet nie przypuszczałem że starczy mi zapału i zaparcia do pisania, ba, że nawet ruszy drugi.
Kiedy zaczynałem nie miałem żadnych oczekiwań, żadnego pragnienia dzikich stad czytelników (no może troche:)). Tychże dzikich stad rzeczywiście nie ma. Stałych czytelników raczej też niewielu. Może trochę statystyki po tym roku blogowania.
3944 wejść na bloga, przez 12 miesięcy to raczej skromniutko ;) zawsze byłem nudny :)
Najpopularniejszy post to ten o pierwszym sezonie Torchwood, zaraz potem o twarzy fantomu do resuscytacji. Najwięcej wejść oczywiście z Polski, potem USA, Wielka Brytania i Niemcy. Okazuje się że przeszło 50% wchodzących na mój blog używało Firefoxa.
Jestem zadowolony z kilku moich postów historycznych, jestem zadowolony że mogłem parę razy kiedy było mi źle pisaniem, lub podzieleniem się piosenką poczuć się lepiej, jestem zadowolony że ten blog skłonił mnie do pisania drugiego o żołnierzach brytyjskich spoczywających w Krakowie. 
Z czegoś nie jestem zadowolony?  Z braku tych stad wielbicieli ;) Nie, no żart. 
Dziękuję wszystkim którzy choć raz tu trafili, coś przeczytali i choć trochę się im podobało. 
Na koniec cytat z opisywanego wczoraj filmu "Centurion".
"To nie jest ani początek, ani koniec mojej historii."

wtorek, 3 stycznia 2012

Fajny film- Centurion.

Pokończyły się starte roki, pozaczynały nowe. Osobiście jakoś nie przykładam wagi do takich świętowań, noworocznych zobowiązań, czy takich tam. W przyszłość patrze niestety jedynie z obawą, a i miniony rok do najlżejszych nie należał. No, był też rokiem pisania tego bloga, jutro rocznica ;) może zdobędę się na jakieś podsumowania;)
Dziś jednak o filmie, który wczoraj sobie obejrzałem. "Centurion" w reżyserii Neila Marshalla. Uwielbiam jego film "Dog Soldiers", o zmaganiach grupy żołnierzy z wilkołakami. Zresztą oba filmy są podobne, tu i tu mamy żołnierzy, osaczonych przez nieznanego i brutalnego wroga, wszystko w plenerach Szkocji. Tyle że "Centurion" dzieje się blisko dwa tysiące lat temu i jego akcja obraca się wokół IX Legionu Hispana. Legionu, który tajemniczo znika z kart dziejów i jak wielu sugeruje został zniszczony na północy Brytanii. Temat już podejmowany w filmach na przykład w "Ostatnim Legionie" (gdzie połączono go wątkami  arturiańskimi, w tym filmie jedyne co mi się podobało, widać na tym zdjęciu :))


Czy w obrazie "The Eagle" (w Polsce pod tytułem "9. legion") na podstawie książki Rosemary Sutcliff (tego nie widziałem, ani nie czytałem, może nadrobię).  
Historycznie "Centurion" leży na całej linii, nawet nie warto wymieniać błędów, anachronizmów czy totalnych bredni dotyczących Rzymian czy Piktów. Mi to jednak nie przeszkadza, bo nie o to w tym filmie chodzi, pogranicze rzymsko- piktyjskie jest tylko dekoracja dla męskiej opowieści o walce. OK, jest jedna rzecz która mnie wkurzyła, łatwość z jaka barbarzyńcy anihilują cały legion. Scena bitwy, mocno podlewana komputerowa dodaną krwią , zawodzi.  Całość filmu jednak się broni i ogląda się przyjemnie. To brutalne proste, kino o przetrwaniu, walce, zdradzie. Postacie jak wystrugane z drzewa, no ale jacy mają być żołdacy czy barbarzyńcy. Sprawne sceny walki, niesamowite widoki Szkocji i Olga Kurylenko jako piktyjska tropicielka. Kobieta, której zdecydowanie nie chcielibyśmy spotkać...




Film w klimacie mocno przypomina "Dog Soldiers", a nawet nasze "Demony wojny" Pasikowskiego. Zresztą to uniwersalny temat, przetrwania za liniami wroga, w jednym momencie pomyślałem sobie nawet "O jaki rzymski Afganistan". Jestem zadowolony z jego obejrzenia i polecam. 
Znalazłem taki to plakat "Centuriona", zdecydowanie nawiązujący do okładek komiksów o Slainie. (Olga Kurylenko w filmie nie ma takiego dekoltu)