poniedziałek, 27 lutego 2012

Gadka o gotkach.

Tak jakoś dziś z jednym uczniem w rozmowie pojawił się temat gotek. Nie, nie o Germankach. Tych mrocznych, ufarbowanych dzieciach nocy ;). Trochę się pośmialiśmy, nie z nich dla jasności, bo wyszło że to nasza estetyka. A co, lubię takie klimaty, nie tylko steampunk:).
Od razu też przypomniały mi się dwie rzeczy. Po pierwsze fajne  komiksowe "paski" o takowej dziewczynie. Nazywa się Rosie Poe, ma kota Crowleya ;) i jest mroczna co oczywiste. 

http://rosiepoe.blogspot.com/
Można sobie o niej poczytać o tu rosiepoe.blogspot.com
Druga rzecz to jeden z odcinków "Bing Bang Theory" kiedy Raj i Howard ruszają podrywać gockie dziewczęta. Warto zobaczyć :)


piątek, 24 lutego 2012

Paskudny tydzień.

Nic nie zapowiadało że będzie paskudnie. Wręcz przeciwnie,nadchodzący tydzień jawił się  nad wyraz dobrze. Dobrym zwiastunem było iż w sobotę, za jednym posiedzeniem, skleciłem  mały artykuł, który być może ujrzy światło dzienne na stronie bardzo sympatycznej grupy rekonstrukcyjnej (pozdrawiam 14. z Luizjany:)).
Wszystko jednak popsuły choróbska, szpitale...Cały tydzień to jedna troska o bliskich. 
Czasem człowiek sobie myśli że szkoda że nie można problemów rozwiązywać o tak:



wtorek, 21 lutego 2012

Cała prawda o prezydencie...

Macie czasem wrażenie że za historią świata stoję inne siły niż nam się wydaje,że wystarczy jedynie odchylić zasłonę mroku by poznać szokującą prawdę... iż na przykład Abraham Lincoln był łowcą wampirów a amerykańska wojna domowa była konfliktem z południowymi krwiopijcami (i ich ludzkimi sługusami). 
Ok, tak nie było. Jednak pewien amerykański pisarz, Seth Grahame-Smith, popełnił najpierw książkę  "Duma i uprzednie i zombi", a później właśnie żywot Abrahama Lincolna jako pogromcy wampirów (wczesniej jednak niejaki Moorat z królowej Wiktorii uczynił łowczynie demonów). Książek nie czytałem (może kiedyś), sama taka zabaw historią czasem przybiera niezłe rezultaty. W klimatach wampirycznych przykładem jest seria Anno Dracula. 
Pomysł z Lincolnem okazał się chwytliwy i oto wkrótce czeka nas film. Zwiastun prezentuje się tak:


Bardzo klimatyczny jest też plakat


Film zapowiada się należeć do kategorii, która nazywam, filmem tak głupim że aż fajnym:) Na seans kinowy proponuje wybrać się o tak


Siekiery zostawiamy jednak w domu...

piątek, 17 lutego 2012

Dzień Kota.

Dziś Dzień Kota:)
Nie da się ukryć to moje ulubione zwierzęta. Uwielbiam ich niezależność, grację, ewolucyjną doskonałość. Więc by należycie świętować dzień tego wspaniałego ssaka, parę kotów które spotkałem i sfotografowałem.
Kot kolejowy


 Spotkanie dwóch pierwotnych sił-kota i mojej córki :)


Jak widać kot rozsądnie wybrał miejsce bezpieczne i wysoko położone. 
Koty Egzotyczne.


Ten oto obserwuje pielgrzymów nieopodal Ściany Płaczu w Jerozolimie. Zresztą Stara Jerozolima pełna jest kotów. 

W nocy spotkałem też starego Palestyńczyka który karmił potężne stado czworonogów nieopodal kościoła  luterańskiego. A tu koty (śródziemno) morskie :)


Rusza na łowy, pożerować na wędkarzach, a w tle Tel Awiw. Jeszcze jeden na tym samym falochronie.


Teraz absolutna gwiazda. Klapniętouchy ;) kot z Jaffy.


czwartek, 16 lutego 2012

Gdzie chodnik?


Jeśli jesteś piechurem (a do tej kategorii, z kawalerii zmechanizowanej ;), sprowadził mnie śnieg) i dajmy na to chciałbyś przejść z Czerwionki do Dębieńska (i z powrotem), tak jak ja dziś, będziesz mieć fajną zabawę. Nazywana się ona "Gdzie jest chodnik" :)

niedziela, 12 lutego 2012

Odkrycie.

Czytam sobie powoli książkę "Wojna pod ziemia 1914 -1918"  o działaniach minerskich w czasie Wielkiej Wojny (super że wydawnictwo Replika postanowiło wydać u nas tą pracę, kusiła mnie od pewnego czasu na Amazonie). Jeden z rozdziałów poświęcony jest zakwaterowaniu pod ziemią. A tu parę dni temu taki news. W Alzacji, w pobliżu miejscowości Carspach   odkryto fragment okopów i schronu, który został zasypany w czasie francuskiego ostrzału artyleryjskiego. Wewnątrz 21 ciał niemieckich żołnierzy, szkielet kozy i masa zachowanego  sprzętu. Media ochrzciły odkrycie Pompejami pierwszej wojny. Rzeczywiście historia jest niesamowita i takież też wrażenie robią zdjęcia z stanowiska.









sobota, 11 lutego 2012

Fajny film-Dziewiąty legion.

Znów w ramach odrabiania filmowych zaległości. Po "Centurionie" trzeba było sięgnąć po "Dziewiąty legion", kolejny film oparty o historię zaginionego tytułowego legionu (choć oryginalny tytuł to "The Eagle "-Orzeł, bo wokół sztandaru legionu toczy się akcja, nie zrozumie nigdy polityki polskiego nazywania filmów, zakłada ona że wszyscy są głupi i nikt nie załapie o co chodzi w tytule). 
Na odległą placówkę w Brytanii przybywa młody oficer Marcus, syn jednego z dowódców 9. legionu, który lata wcześniej przepadł gdzieś na północy Brytanii. Przepadli ludzie, przepadł też sztandar. Stracone orły to hańba dla Rzymu i ta hańba ciąży na Marcusie. Stara się ją zmyć poprzez służbę, ale w wyniku odniesionej rany przestaje być legionistą. Kiedy dowiaduje się że krążą plotki iż jedno z plemion za Murem Hadriana oddaje cześć orłowi, prawdopodobnie sztandarowi legionu, wraz z ocalonym przez siebie niewolnikiem Escą, rusza na północ. By odzyskać sztandar i honor rodziny...i poznać losy ojca.
W "Centurionie" historia była jedynie pretekstem opowiedzenia krwawej, wojennej historii. W wypadku tego filmu jest dużo lepiej z realiami historycznymi i z samą opowieścią. Ma na to wpływ zapewne fakt iż jest to ekranizacja powieści autorstwa Rosmary Sutclif.  Legioniści w marszu wyglądają jak "muły Mariusza" tarabaniąc swój rynsztunek na plecach. Podobało mi się ukazanie religijności Marcusa. Jest wyznawcą Mitry, którego kult popularny był wśród legionistów.Małe, ale naprawdę dobre sceny bitewne, dyscyplina i szyk Rzymian kontra dzikosć barbarzyńców. No i brytyjskie rydwany :). Postacie nie są do końca jednoznaczne, Marcusa możemy polubić, by po jednej z scen całkowicie zmienić o nim zdanie. Podobnie z Escą. Jest to jednak opowieść o honorze, poświeceniu, męstwie i przyjaźni. Które jak się okazuje nie są jedynie przypisane cywilizowanemu Rzymianinowi. "Centurion" jest filmem brutalnym, w "Dziewiątym legionie" też jest sporo przemocy, w tym dwie sceny które nazwałbym wręcz okrutnymi. Podoba mi się obraz plemienia Fok, tych którzy mają orła, choć tu ktoś może powiedzieć że wyglądają i zachowują się jak Indianie:) (parę razy przypominał mi się "Ostatni Mohikanin) 
"Dziewiąty legion" jest zdecydowanie lepszy od "Centuriona" (co nie znaczy ze ten ostatni nie wart jest obejrzenia), bardzo polecam.



czwartek, 9 lutego 2012

Ślady diabła.

Zimowe wieczory to dobry czas na opowiadanie jakiś niesamowitych, strasznych opowieści.OK, teraz mamy telewizję, DVD, komputery i nie siadamy przy kominku ( w bloku :)), zaciskając łapki na kubkach kakao i słuchając opowieści dajmy na to o utopcach (syn mojego kuzyna z Niemiec, kiedy był mały miał problem z przekraczaniem mostu na Bierawce, bał się utopca ;)). 
W lutym 1855 w Devon w Anglii pojawiło się coś co na pewno przez wiele wiele wieczorów, było tematem takich bajań.  Przez blisko sto mil, w dorzeczu rzeki Exe, w świeżym śniegu widoczne były tajemnicze ślady. Ni to zwierzęcia, ni człowieka, jakby podków. Widoczne były w ogrodach, na dachach, przechodziły jakby przez niewielkie otwory w ogrodzeniach. Pojawiły się w ciągu jednej nocy, nikt nic nie widział nikt nic nie słyszał. Diabelska sprawka! Zresztą zaczęto tak o  śladach mówić, że to własnie trop Złego. To oczywiście jedna z wielu teorii, inne mówią o myszach, ptakach, fenomenach meteorologicznych. zerwanych balonach ciągnących sznur z jakimiś ciężarkami, a nawet o kangurze zbiegłym z prywatnej menażerii. Sprawy oczywiście nie wyjaśniono do dziś. 
I dobrze ;). Bo jakże fajnie trafić na taką informacje, poczytać gdzieś sobie jeszcze o tym i poczuć się przez chwile jak dzieciak słuchający niesamowitych opowieści.  

niedziela, 5 lutego 2012

"Piękno i smutek wojny" Petera Englunda -moja recenzja

http://www.awm.gov.au
Ten młody oficer na zdjęciu to porucznik William Henry Dawkins, Australijczyk. To również jeden z  20 bohaterów książki Petera Englunda  "Piękno i smutek wojny". Englund, szwedzki historyk, jest u nas znany z książek dotyczących  XVII  i XVIII wieku, na mojej półce "Lata wojen", "Niezwyciężony" i "Połtawa". Znakomite pisarstwo historyczne, choć w Polsce zarzucono mu nieznajomość naszej historii, kiedy pisał o Potopie. Być może, jednak jego książki mają potężny walor. Je się czyta i nie chce się kończyć. Macie to czasem, że jesteście ciekawi co dalej, co nowego się dowiecie, ale wiecie że przerzucona kartka przybliża was do końca znakomitej lektury? Ja tak mam z Englundem (i czasem z Perez-Reverte). 
Tym razem sięgnął po temat  I Wojny Światowej. Uczynił to w sposób niezwykły, nie opowiadając o wojnie, nie wprost o niej, lecz o 20 ludziach którzy w tej zawierusze się znaleźli. Kobiety, mężczyźni, żołnierze różnych narodowości i formacji, cywile.  Poprzez ich losy, często opowiadane przez nich samych (autor bazuje na ich pamiętnikach, wspomnieniach) widzimy wojnę.Od jej radosnego przywitania do końca, kiedy walił się stary świat. Wojnę z perspektywy okopu, wojennego okrętu, samolotu gdzieś nad Belgią, szpitala, szkoły w mieście, które dziś nazywa się Piła, jenieckiego obozu, paryskiej kawiarni. 
Towarzyszymy bohaterom prawie na wszystkich frontach, wraz z nimi obserwujemy rzeź Ormian, Żydów w Polsce, rewolucje w Rosji. Nie ma suchych faktów, wyliczeń dat i wydarzeń, jest życie...i śmierć. Englund umiejętnie, czasem z prozaicznych wydarzeń, kreśli niesamowity fresk ludzkich losów, maleńkich, niewidocznych kiedy czytamy, mówimy o takich wydarzeniach jak Wielka Wojna.  
Można powiedzieć, też mi wyczyn autora, zebrał 20 wspomnień i zrobił swoisty kolaż. Można. Nikt jednak nie zrobił tego przednim. z tej książki nie dowiemy się szczegółów o tej wojnie, nie poznamy jej historii , to nie podręcznik, ani praca naukowa (autor jednak wiele informacji przekazuje, również w przypisach). To odpowiedz na pytanie z jednego z wierszy Miroslava Holuba (o którym już kiedyś wspominałem): "a wtedy dawno to też ich bolało?"
Przyczepię się jednak dwóch rzeczy, dotyczących polskiego wydania. Po pierwsze z całym szacunkiem dla tłumaczki, szwedzki łatwym nie jest i jestem pełen podziwy, nie rozumiem jednak paru rzeczy. Dlaczego nie przetłumaczono wiersza "Na polach Flandrii"? W tekście znajdujemy jedynie angielski oryginał, zapewne było tak w szwedzkim oryginale, ale nie każdy czytelnik zna na tyle angielski (zwłaszcza że inne fragmenty poezji tłumaczone bywają). Pojawiają się dziwne sformułowania jak na przykład "siły stowarzyszone". Wiadomo (i z kontekstu wynika) że chodzi o wojska alianckie, ententy,  sprzymierzeńców, sojuszników. Nie spotkałem się dotychczas z takim określeniem na wojska alianckie w polskiej literaturze (choć może to wynikać z mojego niedouczenia). Albo takie zdanie: "Jest niedziela i, jak raz, szabat jest respektowany." To przy brytyjskim żołnierzu w Afryce. Tak wiem, w języku angielskim słowo "sabbath" jet określeniem niedzieli, jako dnia świętego i wolnego od zajęć. Oto też chodzi w tym zdaniu. U nas chyba jednak się tak nie mówi, szabat zawsze będzie dniem świętym Żydów (no i nie niedzielą) i chyba nikomu nie skojarzy się z chrześcijańską niedzielą. Trzecie przykazanie mówi "Pamiętaj, abyś dzień święty świecił." I jeszcze parę innych drobiazgów, ale i tak za dużo zgredzę, bo tłumaczka się napracowała (szkoda że wydawnictwo nie zatrudniło konsultanta historycznego).
Druga moja "przyczepka". Dostajemy książkę pięknie wydaną, twarda oprawa, gruby papier. Płacimy za nią okładkowe 69,90. Dużo...W pierwszym momencie chciałem kupić angielska wersję na Amazonie, cena jednak podobna. Tyle że, za jakiś czas wyjdzie angielskie wydanie w miękkiej oprawie i będzie tańsze od polskiego. My takiej możliwości nie dostaniemy, tylko na "twardo" i drogo. Co ciekawe za tłumaczenie książki zapłaciła  Szwedzka Rada Sztuk.
Jeśli chcecie poznać losy oficera z zdjęcia sięgnijcie po prace Englunda. Warto.
P.S.
Jeśli kiedykolwiek trafię na półwysep Gallipoli, wezmę ze sobą egzemplarz tej książki. Zamiast kwiatów, znicza i położę go na pewnym grobie...

środa, 1 lutego 2012

Liczy się rozmiar...

He, he tylko bez skojarzeń :)
Po prostu powiększyłem swoja kolekcję figurek do gry  Dust Tactics o ciężką maszynę kroczącą i chcę sie pochwalić :) Może kogoś interesuje jak duży jest niemiecki ciężki Panzer, dla porównania amerykański średni "czołg".


Niemiec w wersji SturmKonig, z potężnymi działami przeciwlotniczymi. Jak i kiedy ja tą bestię pomaluje nie mam pojęcia. Jeszcze jedno porównanie, w tle budynek stanowiący element planszy 3D. Trzy piętrowa kamienica, jest co bronić i zdobywać.


Dobra, dość tej nadmiernej ekscytacji, ale po prostu w grze Dust skumulowały się moje pasje figurkowe.