sobota, 24 marca 2012

...

Nie jest to dobry czas na pisanie...szpitale, strach, troska, zmęczenie, niewyspanie...nie zdecydowanie to nie czas na pisanie...oby szybko to wszystko minęło...wtedy będzie można coś porządnego napisać...

sobota, 17 marca 2012

Żołnierze Świętego Patryka.

Dziś świętego Patryka. Bawią się więc Irlandczycy i wszyscy ci którzy potrzebują jakiejkolwiek okazji by sie napić i poszaleć.
Dzień tez wspomina się też w Meksyku, a raczej wspomina się ludzi którzy pod wezwaniem irlandzkiego świętego walczyli za ten kraj. Walczyli przeciwko Amerykanom, w wojnie która zaczęła się w 1846 rok, by zrealizować imperialne marzenia USA. "Ziemia wolnych" od oceanu do oceanu. 
Kim byli żołnierze świętego Patryka? Batallón de San Patricio, Batalion świętego Patryka był jednostką meksykańskiej armii złożoną głownie z dezerterów z armii amerykańskiej. Jak łatwo się domyśleć w większości Irlandczyków, byli wśród nich też Niemcy, Francuzi, Włosi . Prawie wszyscy katolicy. Na ich czele stał John Riley, pomysłodawca całego przedsięwzięcia. 
Dlaczego Irlandczycy porzucali szeregi amerykańskiej, głównie ochotniczej, armii? Przyczyn było wiele. Nastawienie Amerykanów wobec nowych emigrantów, zwłaszcza dla wielkiej fali Irlandczyków wygonionych z Zielonej Wyspy głodem. Ta masa biedaków, często niepiśmiennych, katolików budziła przerażenie anglosaskich elit. Zwłaszcza papizm, dla protestanckich Amerykanów, zbiór zabobonów szerzonych  z Rzymu.  Odpowiedzią było działania na przykład partii "Know Nothing" jawnie anty emigranckiej i antykatolickiej. 
Irlandczycy przybywający do Stanów spotykali się więc z wrogością, a z drugiej strony USA potrzebowały żołnierzy do walki z Meksykiem. Szli więc emigranci do regularnych i ochotniczych jednostek, by przekonać się że nawet w mundurze nie są równo traktowani. że kary dla nich są surowsze, a ich religia nie jest szanowana. Kiedy zacznie się wojna wielu przestanie się podobać strzelanie do katolickich współbraci. Więc dezerterowali. Niektórzy dołaczyli do Rileya i jego artyleryjskiego batalionu, by strzelać do niedawnych towarzyszy broni. Pod zielonym sztandarem z irlandzką harfą. Strzelać skutecznie, z najlepszych meksykańskich dział, San Patricos mężnie stawali  pod Monterrey, Beuna Vista, Cerro Gordo. Ich ostatnią bitwa było Churubusco, gdzie dostali się do niewoli, drogo jednak sprzedając swoja skórę. Amerykańska zapłata mogła być tylko jedna-stryczek.
Egzekucja części z nich była dobrze wyreżyserowanym przedstawieniem. Na równinie, nieopodal twierdzy Chapultepec, ostatniego punktu oporu przed stolicą Meksyku, ustawiono szubienice. Na wozach, z pętlami na szyjach czekali żołnierze świętego Patryka (nie obyło się bez problemów, jeden z nich wcześniej stracił obie nogi urwane armatnią kulą). Czekali na sygnał do egzekucji. Miało nim być pojawienie się na murach twierdzy amerykańskiego sztandaru. Kiedy flaga Meksyku zniknęła z blanków i zwycięscy Amerykanie zawiesili "Stars and Stripes" wozy ruszyły. Na powrozach zatańczyły ciała nieszczęsnych skazańców. 
Musiał się temu przypatrywać ich dowódca John Riley, któremu życie ocalił fakt iż zdezerterował przed oficjalnym wypowiedzeniem wojny. Na jego policzkach wypalono literę D, nawet dwie bo jedna wypalono odwrotnie, trzeba więc było poprawić. 
Meksykanie do dziś pamiętają o żołnierzach świętego Patryka.
"Związuje się dzisiaj z mocą Nieba,
z jasnością słońca,
z bielą śniegu,
ze wspaniałością ognia,
z prędkością błyskawicy,
z szybkością wiatru,
z głębokością morza,
ze stabilnością ziemi,
z twardością skał."
Pancerz świętego Patryka.










poniedziałek, 12 marca 2012

Sprawdzianowa żaba.

Sprawdzasz sobie człowieku sprawdziany. Masz już dość po kilkudziesięciu sztukach, definicjach katastrofy naturalnej, fantazyjnych rękopisach, których nawet autorzy nie są w stanie rozszyfrować (sam piszę ohydnie, ale potrafię się rozczytać). Kilkaset jeszcze przed tobą. A tu nagle, proszę, jaka niespodzianka. 


No cóż talent jest, lepsze to niż to co zwykle znajduje na sprawdzianach. Pentagramy, kibolskie emblematy, kwiateczki czy wyzwiska. Na żabie pytanie nie mam na razie odpowiedzi, nie sprawdziłem tej pracy. Porzuciłem ją dla hamburgerów i kolejnych odcinków "How I  Meet your Mother." I dla Gordon Highlanders. Jak nie padnę pogram jeszcze w "Mass Effect".

sobota, 10 marca 2012

Dawno nic nie było o Dust Tactics.

Jak w tytule, a w dustowym świecie trochę się ostatnio działo. I u mnie i w zapowiedziach wydawniczych. Ja trochę pomalowałem figurek. To zasługa mojej córki, która uwielbia babrać farbami, więc dla towarzystwa robię to razem z nią :) Ona maluje po kartkach, ja po figurkach.


Wziąłem się wreszcie za malowanie oddziałów, na początek Amerykanie. Chłopcy z zdjęcia to oddział który jesli dojdzie do wroga może nieźle powymiatać, mają strzelby, miotacz ognia i materiały wybuchowe. W moim malowaniu dziwny zielonkawy kamuflaż-taki bagienny ;)


Drugi oddział zrobiłem na biało, mimo że średnio mi odpowiadało "oficjalne" zimowe malowanie, postanowiłem po jednym oddziale Amerykanów i Niemców zrobić w zimowym maskowaniu. Z takim efektem.


Niemcom pomalowałem grupę dowodzenia średniej piechoty. 


No i para bohaterów i zespól snajperów. 


Czekam na zamówione farbki by wziąć się za ciężki "czołg".
Sporo pojawiło się zapowiedzi nowości do Dusta. Co chwile informacje o zapowiadanych Sowietach (cichutko zniknęło NKWD, wychodzi na to że producent zrozumiał że może przeginać). Sporo ciekawych oddziałów, jak jednostka piechoty z dwoma strzelcami wyborowymi, czy komisarze polityczni , którzy mogą tworzyć oddział. Pojedynczo można ich dodawać do innych jednostek. Sowieci będą  mieli dużo śmigłowców. Maszyny transportowe zrzucające mechy na pole bitwy i bojowe. Mam wrażenie że twórcy za dużo się naoglądali "Rambo 3" ;) Albo Igor Sikorski pozostał w Rosji :)
Amerykanie i Niemcy doczekają się nowych średnich "czołgów", ci ostatni będą mogli je konwertować w jednostki pływające (bardzo fajnie to wygląda i czyżby zapowiedz kampanii na Florydzie lub Pacyfiku). Niemcy maszyny z miotaczami ognia i działami laserowymi. Laserowiec wygląda nieźle i ma bardzo fajne "oficjalne" malowanie, które spróbuje zrobić na jakimś moim modelu w przyszłości. 
Zobaczyć to wszystko można  tu i tu.

czwartek, 8 marca 2012

Serialowy Dzień Kobiet 2012.

Kontynuując zeszło roczną tradycję  Dnia Kobiet, pozwolę sobie na jego lekką kontestację, w serialowym stylu. 
A co mi tam, mogę sobie na to pozwolić, dwie kobiety w domu, praca w sfeminizowanym zawodzie. Każdy dzień jest Dniem Kobiet:).
Więc ponownie seriale, w zasadzie jeden. "How I meet your mother". I nie, żadnej kobiety, mimo ze Robin naprawdę jest świetna i z Kanady;)


Nie, dziś postać LEGE...czekajcie chwilę...NDARNA. Barney Stinson.


Bardziej zepsutej i wspaniałej postaci nie zna telewizja:) Ten człowiek to antyteza Dnia Kobiet. Traktuje je przedmiotowo, jako źródło przyjemności li tylko, lista jego podbojów przekracza 200., nawet jego mieszkanie jest tak stworzone żeby dziewczyna po spędzonej w nim nocy jak najszybciej zniknęła.  Jednocześnie tak kocha swoją matkę (bardzo kiepską matkę) że dla niej udaje rodzinne życie (z wynajętymi aktorami). Jego uczucie do Robin to już w ogóle coś niesamowitego (choć trochę twórcy popsuli to w 5 sezonie). Pięknie męczy go prawdziwa, jedyna prawdziwa, miłość życia.
Więc dzisiejszy dzień Kobiet pod znakiem Stinsona:). Jeśli on to oczywiście garnitur. SUIT UP!




poniedziałek, 5 marca 2012

W Libii...

W Libii radośnie zdewastowano dwa brytyjskie cmentarze wojenne w Benghazi. Nagrobki roztrzaskiwano kopniakami, wzywając przy tym Allacha, młotami rozwalano Krzyż Poświęcenia (Cross of Sacrifice). W szczątki poszły groby Brytyjczyków, Żydów, co najmniej jednego Polaka. 
Powstrzymam się od komentarza...
Komisja Grobów Wojennych Wspólnoty Brytyjskiej już zapowiedziała że cmentarze zostaną odbudowane. 
Sprawa jest dla mnie bolesna, bo każdy wieczór poświęcam na badanie losów żołnierzy z brytyjskiego cmentarza w Krakowie.
Ale bez komentarza, naprawdę bez komentarza...



sobota, 3 marca 2012

Do przeczytania.


Urósł stosik książek do przeczytania, plus te nie ruszone na półkach i te w ubikacji :). Trochę ze mnie chomik książkowy, zapasy porobione, gorzej z czasem na konsumowanie. Przynajmniej książki się nie psują (przynajmniej nie za szybko). Zreszta lubię książkę jako przedmiot, lubię kiedy są koło mnie, kiedy można sięgnąć na półkę, choćby po to żeby przeczytać kilka zdań. Książka to najwierniejszy przyjaciel...
A na ten stosik składają się opracowania do moich "badań" nad Brytyjczykami z krakowskiego cmentarza, coś o Dunkierce, coś o jeńcach wojennych, dziejach brytyjskiej armii. W tym temacie też dwie prace Richarda Holmesa, stanowiące z opisywanym już tu "Redcoat", trylogię o brytyjskich żołnierzach. Są to "Sahib" i "Tommy". Pierwsza o Brytyjczykach w Indiach , druga o tychże na froncie zachodnim Wielkiej Wojny. Cudownie grube książki :). Z pierwszej wojny jeszcze jedna o walkach w Mezopotamii. No i egzotycznie na końcu o francuskiej Legii Cudzoziemskiej :). Taki to mój zapasik, plus to co na pólkach i w ubikacji ;).
Mój "spichlerz" prezentuje się tak.




czwartek, 1 marca 2012

Szkoła nie jest taka zła...

No prócz tego że zabija wyobraźnię, pomysłowość, ciekawość świata. Przesadzam tylko trochę:)
Pomyślcie jednak że jeszcze nie tak dawno drodzy uczniowie wasze życie wyglądało by tak.


Szkoła nie jest taka zła...
A o programie z którego pochodzi piosenka i jego książkowej podstawie może kiedyś będzie więcej.