piątek, 20 stycznia 2012

Odrabianie zaległości-Conan

Hura, po miesiącach od premiery kinowej i DVD wreszcie zobaczyłem nowego Conana. W zasadzie można by już było skończyć:), bo uczucia mam mocno mieszane. 
Nie będę ukrywać (co było parę razy widać na blogu) że czekałem na ten film. Nie będę ukrywać że poczytałem trochę jego recenzji (niektóre bardzo intelektualne:)  ktoś tam porównywał scenę inicjacji do spartańskiego agoge, które było całym systemem wychowawczym, a tu mieliśmy typowy rite de passage, bardzo podobne do tego stosowanego przez Apaczów, inni recenzenci pisali o swym poświeceniu bo przeczytali na nowo opowiadania Howarda). Nie będę ukrywał że Conan z Arnoldem jest jednym z moich ulubionych filmów (ale nie uważam go za zgodnego z tym co zawsze towarzyszyło mi czytając Howarda)
Czy było coś co mi się w nowym Conanie podobało? Owszem.
Na pierwszym miejscu sam Conan


Jason Momoa idealnie podszedł pod moją wizje barbarzyńcy. Jest czarnowłosy jak należy, jego hawajskie pochodzenie daje mu wygląd, no "inny". Nie powiem że barbarzyński, by nie obrazić Hawajczyków, ale pasujący do tego co było u Howarda. I patrząc jak walczy można zrozumieć co Howard miał na myśli porównując Conana do pantery. 
Scena narodzin Conana (no może prócz cesarskiego cięcia). Co innego przeczytać że ktoś przyszedł na świat na polu bitwy, co innego zobaczyć.


To może nie jest w sumie plus, bo mało scen zapadających w pamięć, ale te i owszem. Młody Conan i Piktowie (świetnie zresztą zrobieni, jak totalne dzikusy, nie wydające nawet ludzkiego głosu, z lekka stylizowani na Indian, zaraz kojarzy się opowiadanie "Za Czarną Rzeką")


Walka z piaskowymi wojownikami to kolejna świetna scena. 

I jeszcze mackowaty potwór:). Choreografia walk wielki plus.
Co jeszcze... Wiedźma :) I w wersji nastoletniej i już dojrzałej. Takiej świetnej stylizacji czarnego charakteru dawno nie widziałem.


No i Ron Perlman, bo on zawsze jest plusem, nawet w shitowych filmach, a w takich grał wielu. No i właśnie. 
Cholernie, cholernie mi żal że zarżnięto ten film. Moim zdaniem twórcy tak naprawdę nie wiedzieli czego chcą. Czy robią totalny remake pierwszego Conana, czy coś nowego. Czy robią film dla dorosłych (krew się leje gęsto, śliczne nagie biusty też są) czy nie wiadomo w sumie dla kogo. Dla tych co znają Conana opowiadań (parę fajnych nawiązań jest), czy z komiksów, czy z filmów. Albo nie znają go wcale. Pomysł z acheroncką maską fajny (taki komiksowy trochę, w stylu opowieści z "Savage Sword of Conan"), ale po co bohater ma ratować cały świat? Po co znów Conan ma się mścić za śmierć ojca? Już w pierwszym filmie ten pomysł był totalnie nieconanowaty (wow, ale neologizmy mi się robią). Scenarzyści w jednym z dodatków na płycie oświadczyli że podstawą nie mogło być żadne opowiadanie Howarda. Niby dlaczego nie? Weźmy takie "Czerwone ćwieki" (z którego miał powstać film animowany, Ron Perlman miał podkładać głos Conanowi, niestety nie wypaliło), już nie mówić o powieści "Godzina Smoka". A tak zrobiliście kichowatą opowieść w zasadzie nie wiadomo o czym, bo niestety o Conanie najmniej. Szkoda tego filmu...
W tym samym dodatku pada stwierdzenie że ten obraz rozpocznie nową epokę Conana. Niestety nie.
Jeszcze jedna rzecz w odniesieniu do pierwszego filmu, który w znacznej mierze stworzyła muzyka. Tu nie zauważyłem że muzyka w ogóle jest.


2 komentarze: