Zimowe wieczory to dobry czas na opowiadanie jakiś niesamowitych, strasznych opowieści.OK, teraz mamy telewizję, DVD, komputery i nie siadamy przy kominku ( w bloku :)), zaciskając łapki na kubkach kakao i słuchając opowieści dajmy na to o utopcach (syn mojego kuzyna z Niemiec, kiedy był mały miał problem z przekraczaniem mostu na Bierawce, bał się utopca ;)).
W lutym 1855 w Devon w Anglii pojawiło się coś co na pewno przez wiele wiele wieczorów, było tematem takich bajań. Przez blisko sto mil, w dorzeczu rzeki Exe, w świeżym śniegu widoczne były tajemnicze ślady. Ni to zwierzęcia, ni człowieka, jakby podków. Widoczne były w ogrodach, na dachach, przechodziły jakby przez niewielkie otwory w ogrodzeniach. Pojawiły się w ciągu jednej nocy, nikt nic nie widział nikt nic nie słyszał. Diabelska sprawka! Zresztą zaczęto tak o śladach mówić, że to własnie trop Złego. To oczywiście jedna z wielu teorii, inne mówią o myszach, ptakach, fenomenach meteorologicznych. zerwanych balonach ciągnących sznur z jakimiś ciężarkami, a nawet o kangurze zbiegłym z prywatnej menażerii. Sprawy oczywiście nie wyjaśniono do dziś.
I dobrze ;). Bo jakże fajnie trafić na taką informacje, poczytać gdzieś sobie jeszcze o tym i poczuć się przez chwile jak dzieciak słuchający niesamowitych opowieści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz