Nie czekałem na "Hobbita", nie ekscytowałem się wieściami o adaptacji jednej z najważniejszych książek mojego dzieciństwa. Dlaczego? Peter Jackson. Nie mam nic do faceta, ale on już Śródziemie opowiedział.Tak, na "Władcę Pierscieni" czekałem i się ekscytowałem. Całość mnie nie zawiodła, choć do dziś czepiam się wielu rzeczy. Gdy zaczęły się pojawiać wieści o ekranizacji "Hobbita", pomyślałem "Tylko nie Jackson". Chcę nowego spojrzenia, nowej wizji, innego snucia opowieści, innego filmu. Marzenia prawie się spełniły... miał być Del Toro. Hellboya II potraktowałem jako wprawkę wizualną do "Hobbita". Sprawa się rypła i został Jackson. I już bez nadmiernych oczekiwań wylądowałem w kinie.
Tradycyjnie, moje plusy i minusy.
Plusy:
-wzruszyłem się i to nie raz, bo już przy słowach "W pewnej dziurze w ziemi..." stanęły mi w oczach łzy.
- pozostając przy początku filmu, wspaniałe sceny z Ereboru i atak smoka. Jest groza smoczej mocy i to bez ukazywania go w pełnej krasie.
- Martin Freeman jako Bilbo. Nic dodać nic ująć. Dla mnie Baggins idealny.
- zagadki w ciemności, czyli zgaduj-zgadula pomiędzy Bilbo i Gollumem. Cudowna scena, chyba najlepsza w filmie. Pewnie dlatego że w moim odczuciu najbardziej tolkienowska (choć nieco zmieniona co do książki, ale hasełko "Ja mam dziewięć" super:))
- Richard Armitage jako Thorin Dębowa Tarcza. Dumny krasnoludzki wódz. Ładnie stworzono jego postać w filmie (choć znów zmieniając Tolkiena), dużo epickich scen z jego udziałem. Za naiwnie (i głupio na końcu w scenie z Azogiem, scena jednak wizualnie ładna) ukazano relacje pomiędzy Thorinem i Bilbem.
- krasnoludy i banda Thorina i Erebor, zbroje, broń, pieśń -cała krasnoludzka kultura ukazana w filmie, bardzo mi odpowiada. Mam wśród przyjaciół paru bardzo wielkich miłośników krasnoludów i jestem ciekaw ich opinii :) I głupia rzecz, w czasie retrospekcji bitwy w Dolinie Azanulbizar wśród krasnoludów widziałem Gotreka ;) (pogromca trolli z świata Warhammera) Poważnie był tam tylko czuba nie miał zafarbowanego na pomarańczowo.
I jeszcze sporo innych rzeczy:)
Dobra, teraz minusy
-Radagast. Świetny, zabawny...tak ale nie z tej bajki. Może z jakieś o lapońskim szamanie?
-Azog... naprawdę czy potrzebny był jakiś czarny charakter? Jakieś zemsty? (pomijając kolejne zmiany w świecie Tolkiena). Azog wygląda tak:
Ja miałem wrażenie że oglądam złego brata bliźniaka Abe Sapiena z Hellboya...
- widowiskowość-to nie powinien być zarzut...ale scena z skalnymi gigantami to było przegięcie (plus "Z deszczu pod rynnę", bo wargi, płomienie, orki, orły to za mało potrzebne jeszcze jest urwisko). Zwłaszcza że wcześniej raczymy widza scenami nuuudnymi i wsadzonymi na siłę
- bo nie podoba mi się uczynienie z Hobbita całości z Władcą Pierścieni. Spotkanie Białej Rady(i parę innych scen) nie dość że nudne to zabiły w filmie to co najważniejsze było w książce. PRZYGODĘ!! Bo kiedy tą przygodę dostajemy, albo nawet coś zabawnego (krasnoludy w gościnie elfów na przykład) to zaraz potem jakieś smuty o Nieprzyjacielu, Czarnoksiężniku. To co w książce pojawiało się w kilku zdaniach, aluzjach, w filmie zmienia się najnudniejsze, przegadane, kawałki. Albo Radagasta-to przynajmniej zabawne bywa. Nie da się oprzeć wrażeniu że te sceny, choć zapewne są przemyślaną koncepcją twórców połączenia obu dzieł, są nabijaczami czasu. Dobić do trzech godzin, dobić do trzech filmów. Dlatego marzył mi się inny reżyser, inni twórcy.
Film oglądałem w wersji "płaskiej" i z racji ograniczeń czasowych, polskim dubbingiem. Który okazał się bardzo fajny:) Szyc jako Gollum wypadł świetnie:)
Siedząc w kinowej sali na przemian miałem łezki w oczach, szeptałem "Jezu, po co oni to tu wsadzili..." zachwycałem się, momentami nudziłem. Mocno mieszane uczucia. Warto jednak było przekroczyć próg i wybrać się na to wyprawę. Choć nie będę ekscytował się i nadmiernie oczekiwał jej następnego etapu.
Ja też widziałam i... nie żałuję (3D z napisami). Było widowiskowo, wesoło, smutno, nawet miejscami nostalgicznie, a do tego strasznie i złowrogo. Charakteryzacja, kostiumy, plenery, efekty specjalne - wszystko dopracowane. A po wysłuchaniu pieśni krasnoludów wiedziałam, że trafiłam na dobry seans. :) Pewnie obejrzę go jeszcze raz (tym razem w domu). :) I coś mi się wydaje, że to była adaptacja nie ekranizacja książki, więc scenarzystom ode mnie się nie oberwie :) Trzymaj się :)
OdpowiedzUsuńHobbit jako trylogia= prawie nic nie pominięte. Ma to plusy i minusy. Prawie 11 godzin Władcy to było trochę za mało, tu to może być trochę za dużo, aczkolwiek mnie cieszy ,że co roku będzie coś ciekawego w kinach;)
OdpowiedzUsuńCierpię.
OdpowiedzUsuńWszędzie wokół wyrastają recenzje "Hobbita", a ja ich dziarsko nie czytam, no bo nie chcę sobie naspoilować. Chcę iść bez nastawienia porecenzyjnego. Z czystym kontem. Bo ja się serio tym filmem jaram, jako dawna fanka Tolkiena, plus mi się serio podoba wizja Jacksona, nawet jeśli widzę rozbieżności między nią a... no, a moją wizją wizji Tolkiena. ^^ Ale wstępniaka Twojego przeczytałam - no i nie ukrywam, że akurat Del Toro by mnie tu pewnie przeraził, bo mi się "Hellboy II" dramatycznie nie podobał. :P Z drugiej strony, miał i lepsze filmy, więc w sumie nie wiem... Tak czy owak, przywykłam do wizji Jacksona.
Na wtorek mam zarezerwowane bilety. 8) Potem będę mogła wreszcie zacząć się zżymać na wszystko, co mnie w tym filmie boli i czytać cudze recenzje, o. :D
Nie że mi się nie podoba to co zrobił Jackson...ale chciałbym zobaczyć inne podejście:, a nie to samo co widziałem w Władcy.
UsuńTo udanego i pełnego wrażeń seansu:)
Ja dziś idę, i w sumie nie mam własnej wizji Śródziemia bo dla mnie ta Jacksonowa jest po prostu perfekcyjna;)
OdpowiedzUsuń:)
Usuń