sobota, 28 czerwca 2014

Wciągnęło mnie Malifaux.

Malowanie figurek do bitewniaków od dawna jest  jednym z moich  sposobów odreagowania rzeczywistości. Więcej maluje niż gram, mimo że szukam sobie jakiś ciekawych systemów także pod kątem zasad. Najważniejsze jednak są figurki, im bardziej w mojej zwichrowanej estetyce lub klimacie tym lepiej. Od dawna spoglądałem na system Malifaux, niedawno jednak się na niego zdecydowałem. Ciekawe zasady (karty pokerowe zamiast kostek), a przede wszystkim niesamowity klimat. Melanż Dzikiego Zachodu, steampunka, gotyckiej opowieści, czarnej magii. Co za tym idzie piękne figurki. w poprzedniej wersji gry wykonane z metalu, w nowej plastikowe. To mnie początkowo odstręczało, w moim małym móżdżku cena figurki przekładała się na jej ciężar.  A tu takie plastikowe chucherka. Przełamałem się jednak, oczarowany wzorami i nie żałuje. Tak wdzięcznych figurek do malowania jeszcze nie miałem. Dziwnie to brzmi ale farba i pędzelki po prostu je kochają. Przyjemność malowania. Żeby nie było za słodko, koszmarem czasem jest wcześniejsze sklejenie modeli. 
Na chwile obecną mam pomalowane trzy bandy. Pierwsza to klimatyczna meksykańska rodzinka Ortegów. 


Westernowy klimat, świetne pozy, szczypta steampunka. Po przeciwnej stronie estetyki Malifaux banda Nienarodzonych wiedziona przez Pandorę.


W klimacie szpitalno-zombistycznym gromadka doktorka McMourninga. 


Na swoją kolej pod pędzel czeka Dziesięć Gromów, by wnieść powiew orientu. 

2 komentarze:

  1. Figurki są przepiękne *_* I to zarówno figurki jako takie (Meksykańcy są cudni) jak i ich malowanie. Nie mogę się doczekać tego powiewu orientu. ;) Ogólnie siedzę i zwijam się z zazdrości ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na powiew orientu trzeba będzie nieco poczekać-figurki jeszcze nie poskładane nawet. Dzięki za miłe słowo co do malowania:)
      Nie zazdrościć tylko samemu malować ;)

      Usuń