środa, 30 maja 2012

Sabaton "Carolus Rex"- wrażeń ciąg dalszy.

Jak obiecałem, też czynię i kontynuuję opis moich wrażeń z nowej płyty Sabatonu.
"The Caroleans Prayer"- znów spokojniejszy utwór, taki portret szwedzkiej armii "Daleko poza granicami ojczyzny, maszeruje armia, za religię, króla i chwałę. W imię Chrystusa jej wrogowie pokarani." Kolejny utwór "wchodzący" w mentalność epoki. Jako dodatek potraktować można to:


"Carolus Rex" piosenka o której pisałem tu. Dla mnie najlepsza na tej płycie.
"Killing Ground" bardzo dynamiczny kawałek, w takim starym heavy metalowym stylu. Tekst opowiada o bitwie pod Fraustadt (Wschową) z 1706 roku, gdzie Szwedzi rozgromili wojska Saksonii, wspierane przez Rosjan. Po bitwie zamordowali wszystkich rosyjskich jeńców...
"Poltava"-Połtawa, pod tym ukraińskim miastem zdecydowała się przyszłóść szwedzkiego imperium. Karol XII i Piotr I na szale rzucili losy swych krajów....wygrał Piotr. Trochę mnie ta piosenka rozczarowała. Liczyłem ze Sabaton inaczej opowie/wyśpiewa tą bitwę. Może bardziej patetycznie, na pewno inaczej niż jest.
"Long Live the King" żałobny rapsod dla Karola XII i pytanie czy to wrogowie czy jego podani zadali mu śmierć. By skończyć czas wojen. Pieśń bardzo fajna, zwłaszcza chwytliwy refren.
"Ruina Imperii" ciężki (pozytywnie) i mroczny nastrojem utwór. Co do tekstu, nie mam pojęcia co śpiewają, bo po szwedzku:)
Właśnie, uważam że warto zainwestować w wydanie dwupłytowe. Szwedzkie wersje piosenek słucha się bardzo przyjemnie i jest bardziej "klimatycznie". To wydanie ma też dwa bonusowe covery: "Twilight of the Thunder God" z repertuaru Amon Amarth i "Feuer Frei" Rammstein :).
Z albumem otrzymujemy też książeczkę, która ma dwa potężne plusy. Pierwszy to historyczne komentarze do tekstów piosenek, autorstwa szwedzkiego historyka Bengta Liljegrena (który współpracował przy tworzeniu płyty). Drugi to niesamowite ilustracje.
Warto było czekać na "Carolus Rex".



wtorek, 29 maja 2012

Sabaton "Carolus Rex"- moje wrażenia.

nuclearblast.de
No i jest już nowa płyta Sabatonu. Właśnie sobie słucham. Nie powiem czekałem na ten album, przede wszystkim z powodu tematyki. Szwedzi wreszcie postanowili zmierzyć się z własną historią, choć jeszcze niedawno odżegnywali się od tego. Bo to niby nacjonalizm. Bez komentarza, ale co kraj to obyczaj. Zmienili jednak zdanie i o to płyta z jedenastoma utworami (zależnie od wydania, można sobie sprawić podwójny album angielsko-szwedzki, tu dochodzi więcej bonusowych coverów) opowiadającymi dzieje rozkwitu i upadku szwedzkiej potęgi.  Utwory tworzą  narracyjną całość, od wstępu "Domini Maris Baltici"  po "Ruina Imperii". Płyta ma też dwóch głównych bohaterów Gustawa II Adolfa i Karola XII, szwedzkich "bogów wojny".
Spróbuję podzielić się moimi odczuciami o poszczególnych piosenkach.
"Lion from the North"- sam tytuł mówi o kim to. Gustaw Adolf, Lew Północy. Szybki, dynamiczny początek płyty z chóralnym refrenem po łacinie i innymi chóralnymi wstawkami. Tekstowo mógłby być to protestancki pean ku chwale szwedzkiego monarchy. To jest fajne na tej płycie, niektóre piosenki nieźle oddają sposób myślenia ludzi epoki.  
"Gott Mit Uns" "skoczna" marszowo-ludowa pieśń o tym jak Lew pokazuje pazury. Bitwa pod Brettenfeld 1631. Wrażenie robi refren, "Gott Mit Uns", bitewny okrzyk brzmi twardo i żołniersko. Tak mógł rozbrzmiewać wśród czworoboków piechoty.
"A Lifetime of War" hm, mam trochę problem z ta piosenką. Ogólnie jest o wojnie trzydziestoletniej i horrorze jaki zgotowała ona Europie w imię religii i chciwości. Muzycznie jakoś tak smętnawo...ale wchodzi do głowy i chce się nucić. Zresztą oto ona:


 Co jak co, ale lepiej wojnę trzydziestoletnia podsumował Jacek Kaczmarski


"1648" wojna powoli się kończy, lecz Szwedzi szturmują Pragę. To taka typowa "bitewna" piosenka Sabatonu. Dynamiczna, szybka, tekstowo szkicująca obraz historycznego wydarzenia. Czesi mogą ją bardzo polubić :)
Dobra, z racji tego że ślepia bolą mnie już niemiłosiernie, ciąg dalszy jutro :).

wtorek, 22 maja 2012

Dust Tactics- ostatnio pomalowane.

Mimo że moja córka przerzuciła się na plakatówki i nie żeruje na moich farbach do modeli, udało mi się co nieco pomalować. Dawno nie było nic z Dusta, można wiec nadrobić. Na początek stalowy kolos, ciężki walker w wersji przeciwlotniczej (choć jego sprzężone działa spokojnie radzą sobie z każdym pancerzem).


Bestia jest naprawdę duża i sporo przy nim było pracy, bez nowego pędzelka do dużych modeli nie dałbym rady. Jestem zadowolony z kamuflażu, ale poprawię "nogi". Innego koloru użyje do drybrusha (suchego pędzla ;)). Wokół maszyny krążą piechociarze w zimowym maskowaniu. Też świeżo pomalowani.
Amerykanie wzbogacili się o dwie maszyny.


Wymyślając kamuflaż olałem całkowicie akuratność historyczną i zdałem się na własną fantazję. Średni walker to wersja z miotaczem ognia, malowanie nawet nie wiem pod jaki teren lub porę roku by pasowało. Drugi to lekka maszyna z nowego Core Setu. Śliczny o ptasich kształtach, z tymi niedorzecznymi PIAT-ami. Malowanie takie pustynne w sumie, nawet go nazwałem Tuareg.  
Od pewnego czasu dostępne są już zasady bitewniaka w świecie Dusta-Dust Warfare. Jeszcze nie mam, chyba sobie sprawię w formie E-booka (wyjdzie taniej). Opinie są różne. Z pozytywów wskazuje się na szybkość i dynamiczność rozgrywki. Trzeba będzie sprawdzić samemu.

czwartek, 17 maja 2012

Ptaki

Pod parapetem mojej kuchni bujnie kwitnie życie. Ptasie życie. Co roku gniazdują tam ptaki, w zeszłym sikorki, w tym wróble. Miejsce musi być atrakcyjne, bo toczyły się nawet o nie boje. Takie sąsiedztwo jest bardzo miłe, całe mieszkanie rozbrzmiewa ptasimi odgłosami. Zresztą za ścianą kawki wydłubały sobie w warstwie ociepleniowej  dziuple i maja się tam bardzo dobrze. Ptasio więc wokół mnie. 
Zawsze uważałem ornitologie za bardzo szlachetne hobby. Samemu daleko mi do jego uprawiania (nie ta cierpliwość), ale kiedy mam okazje lubię zrobić  skrzydlatemu stworzeniu zdjęcie. 


Prawie jak w "Kruku" :)


Mieszkaniec Masady.

Ten spija nektar nad Jeziorem Galilejskim


Zimno, zimno...

Nad morzami, bliższymi i nieco dalszymi.



piątek, 11 maja 2012

Japońskie cięcie.

http://homepage3.nifty.com/yhiguchi/article-c41.htm

11 maja 1891 roku na ulicach japońskiego miasta Otsu została przelana krew Romanowych. Następca tronu Rosji, przyszły car Mikołaj II,  od pewnego już czasu gościł w Kraju Kwitnącej Wiśni. Ta orientalna wyprawa chyba przypadła mu do gustu, zafundował sobie nawet tatuaż na ramieniu. Japońscy gospodarze też pewnie byli zadowoleni. Wszystko popsuł pewien policjant...
wikimedia.org

Tsuda Sanzo, który parę lat wcześniej nosił mundur cesarskiej armii i odznaczył się w walkach z "samurajską" rebelią z 1877 roku, zaatakował jadącego w rikszy carewicza. Zadał mu cios szablą w głowę. Rana nie okazała się groźna. Tsudę obezwładnili dwaj rikszarze. Japonia zaś  starała się zrobić wszystko by zneutralizować skutki takiego skandalu. Od cesarza po zwykłych obywateli. Pewna kobieta, by zmyć hańbę z narodu rytualnie podcięła sobie gardło (seppuku zarezerwowane było dla mężczyzn). 
Niedoszły zabójca skazany został na dożywotnie więzienie, ale już w wrześniu umiera w wyniku choroby. Po dziś dzień nie wiadomo dlaczego próbował zabić przyszłego cara. Naznaczył go tylko blizną, drugą pamiątką, po tatuażu, z Japonii. 
Za parę lat już car Mikołaj toczyć będzie wojnę z Japonią... która nie skończy się dla niego dobrze...Minie jeszcze parę lat i parę rewolucji i wojna światowa, kiedy bolszewiccy zabójcy skutecznie zakończą żywot cara i jego rodziny. Gdy pakowali kolejne kule w ciała Romanowych na pewno nie myśleli jak wyglądała by historia, gdyby szabla japońskiego policjanta roztrzaskała  czaszkę carewicza w Otsu.



środa, 9 maja 2012

...

Lubię jeździć w nocy... ciemność, chłód...i można wykrzyczeć swoja rozpacz i złość...i nikt nie słyszy...tylko ciemność.

środa, 2 maja 2012