wtorek, 11 listopada 2014

"Dzwony wojny"-krótko i subiektywnie.

Parę minut temu skończył się ostatni odcinek mini serii "Dzwony wojny" ("Passing Bells"). Przez dwa ostatnie dni TVP (koproducent serialu) zafundowała nam maraton z Wielką Wojną. Nie będę ukrywać że wyczekiwałem tej produkcji. Z kilu przyczyn, ot choćby dlatego że bardzo zazdrościłem polskim rekonstruktorom udziału w niej i przeogromnie byłem ciekaw jak temat zostanie przedstawiony. 
W sumie powinienem napisać iż niestety rozczarowanie. Muszę jednak oddać sprawiedliwość-to nie był serial dla takiego zgreda jak ja. Twórcy, przynajmniej brytyjscy, wyraźnie mówili że jest to serial dla młodzieży. Dlatego na przykład nie zobaczymy na ekranie ani jednej kropli krwi. Pewnie też dlatego twórcy chcieli pokazać jak najwięcej o wojnie, nie do końca przejmując się wiernością historycznym realiom. Tyle że uproszczenie mocno dotknęło samych głównych bohaterów. Prócz kilku wyjątków, oni, ich rodziny, mówią frazesami. Strasznie to wszystko górnolotne i jakieś takie nieprawdziwe. Matki boja się o synów, ojcowie jacyś zrezygnowani i totalnie nie patriarchalni. Nie poznajemy motywów młodzieńców by iść na ochotników, ot ma być wojna (z gazety obie rodziny wróżą jej wybuch i przebieg, na przykład atak przez Belgię, wszystko tuż po ultimatum wobec Serbii). Pojawiają się ich towarzysze, giną, a my nawet nie zapamiętujemy ich imion , bo wszyscy młodzi chłopcy wyglądają praktycznie tak samo. I tak szybko, przez 5 odcinków, kliszami przelatujemy przez Wielką Wojnę. Problemem jest chyba chęć pokazania jak najwięcej i gazy, i Somma i  jeńcy i dezerterzy i szok. I wojna jest bez sensu. Sens ma tylko dla polskiej pielęgniarki, bo Polska odzyska dzięki niej wolność (miły ten wątek polski, zwłaszcza z rentgenowskimi ambulansami Marii Skłodowskiej, choć nasza rodaczka w czasie w filmie nie wykona żadnego prześwietlenia). Szkoda, bo zmarnowano bohaterów tego serialu. Nie jestem jednak celowym odbiorcą serialu, nie będę więc więcej zrzędził.
No dobra, tylko jedna rzecz (z wielu do czepiania). Niemiecki bohater służy w 630 pułku. Rozumiem że zdecydowano się na fikcyjne jednostki (fikcyjny jest też pułk brytyjskiego bohatera), ale na Boga, 630! Przez całą wojnę Niemcy doszli do 364 pułków piechoty, 179 rezerwy i 123 Landwehry. Gdyby w 1914 mieli 630. pułków naprawdę byli by w domu nim spadły by jesienne liście. 
Acha, tytuł oryginału nawiązuje do pierwszego wersu wiersza Wilfreda Owena "Anthem for Doomed Youth", który pojawia się na końcu ostatniego odcinka. Trafność polskiego tytułu każdy oceni sobie sam.



5 komentarzy:

  1. Nie przepadam za brytyjskimi serialami, a szczególnie wojennymi i z tego co czytałam naprawdę nie jest warty obejrzenia. Nie ma krwi? To co to za wojna? Byłoby to bardziej realne, gdyby przy niektórych wybuchach w powietrze poleciały flaki, a pole bitwy zabryzgało się juchą żołnierzy. Nudne to musiało być straszliwie... Powiem tak - jedyny brytyjski serial przedstawiający wojnę bez krwi, a naprawdę fajny i komediowy to "Czarna Żmija: Jak spędziłem II wojnę światową"... Z Rowanem Atkinsonem w roli głównej. I dla pamięci... Kiedy będziemy na wojnie, wiedzmy, że generałowie są tuż za nami... Jakieś 5 kilometrów w tyle :) Pozdrawiam Pana

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobnie odebrałem ten serial, że o on jest chyba najbardziej o bezsensie wojen, przynajmniej z punktu widzenia "szarego człowieka". Ale czy to nie prawda? Raczej tak. Jakieś mądre głowy wydają rozkazy, które zmiatają setki tysięcy ludzkich istnień, rozbijają tysiące i po co? No właśnie nie wiadomo po co, bo wojna nie ma żadnych plusów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie seriale są właśnie po to, żeby człowiek zastanowił się nad sensem wojen. Bo wojna to nic innego jak walka o wpływy i dobry interes garstki ludzi. Dla ich dobra, giną miliony ludzi, bo wmawia im się, że to walka o honor. Honorowe jest pomagać a nie zabijać.

      Usuń
  3. Brytyjczycy mają częste tendencje do zakłamywania historii, nie lubię ich produkcji po za top gearem ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszyscy Państwo macie rację. chodzi jednak o to jak to pokazano. Jak dla mnie zbyt niedbale, zbyt "po łebkach". żeby przejąć się czyimś losem, także w filmie, trzeba go poznać i polubić. Tu tej szansy nam nie dano. Za dużo chciano pokazać, za dużo opowiedzieć, naginając nieco fakty, o co nie można mieć pretensji. Zrobiono odcinkowy frazes, który nic nowego nam nie mówi. Zdecydowanie bardziej warto zobaczyć film "War Horse"

    OdpowiedzUsuń