sobota, 17 marca 2012

Żołnierze Świętego Patryka.

Dziś świętego Patryka. Bawią się więc Irlandczycy i wszyscy ci którzy potrzebują jakiejkolwiek okazji by sie napić i poszaleć.
Dzień tez wspomina się też w Meksyku, a raczej wspomina się ludzi którzy pod wezwaniem irlandzkiego świętego walczyli za ten kraj. Walczyli przeciwko Amerykanom, w wojnie która zaczęła się w 1846 rok, by zrealizować imperialne marzenia USA. "Ziemia wolnych" od oceanu do oceanu. 
Kim byli żołnierze świętego Patryka? Batallón de San Patricio, Batalion świętego Patryka był jednostką meksykańskiej armii złożoną głownie z dezerterów z armii amerykańskiej. Jak łatwo się domyśleć w większości Irlandczyków, byli wśród nich też Niemcy, Francuzi, Włosi . Prawie wszyscy katolicy. Na ich czele stał John Riley, pomysłodawca całego przedsięwzięcia. 
Dlaczego Irlandczycy porzucali szeregi amerykańskiej, głównie ochotniczej, armii? Przyczyn było wiele. Nastawienie Amerykanów wobec nowych emigrantów, zwłaszcza dla wielkiej fali Irlandczyków wygonionych z Zielonej Wyspy głodem. Ta masa biedaków, często niepiśmiennych, katolików budziła przerażenie anglosaskich elit. Zwłaszcza papizm, dla protestanckich Amerykanów, zbiór zabobonów szerzonych  z Rzymu.  Odpowiedzią było działania na przykład partii "Know Nothing" jawnie anty emigranckiej i antykatolickiej. 
Irlandczycy przybywający do Stanów spotykali się więc z wrogością, a z drugiej strony USA potrzebowały żołnierzy do walki z Meksykiem. Szli więc emigranci do regularnych i ochotniczych jednostek, by przekonać się że nawet w mundurze nie są równo traktowani. że kary dla nich są surowsze, a ich religia nie jest szanowana. Kiedy zacznie się wojna wielu przestanie się podobać strzelanie do katolickich współbraci. Więc dezerterowali. Niektórzy dołaczyli do Rileya i jego artyleryjskiego batalionu, by strzelać do niedawnych towarzyszy broni. Pod zielonym sztandarem z irlandzką harfą. Strzelać skutecznie, z najlepszych meksykańskich dział, San Patricos mężnie stawali  pod Monterrey, Beuna Vista, Cerro Gordo. Ich ostatnią bitwa było Churubusco, gdzie dostali się do niewoli, drogo jednak sprzedając swoja skórę. Amerykańska zapłata mogła być tylko jedna-stryczek.
Egzekucja części z nich była dobrze wyreżyserowanym przedstawieniem. Na równinie, nieopodal twierdzy Chapultepec, ostatniego punktu oporu przed stolicą Meksyku, ustawiono szubienice. Na wozach, z pętlami na szyjach czekali żołnierze świętego Patryka (nie obyło się bez problemów, jeden z nich wcześniej stracił obie nogi urwane armatnią kulą). Czekali na sygnał do egzekucji. Miało nim być pojawienie się na murach twierdzy amerykańskiego sztandaru. Kiedy flaga Meksyku zniknęła z blanków i zwycięscy Amerykanie zawiesili "Stars and Stripes" wozy ruszyły. Na powrozach zatańczyły ciała nieszczęsnych skazańców. 
Musiał się temu przypatrywać ich dowódca John Riley, któremu życie ocalił fakt iż zdezerterował przed oficjalnym wypowiedzeniem wojny. Na jego policzkach wypalono literę D, nawet dwie bo jedna wypalono odwrotnie, trzeba więc było poprawić. 
Meksykanie do dziś pamiętają o żołnierzach świętego Patryka.
"Związuje się dzisiaj z mocą Nieba,
z jasnością słońca,
z bielą śniegu,
ze wspaniałością ognia,
z prędkością błyskawicy,
z szybkością wiatru,
z głębokością morza,
ze stabilnością ziemi,
z twardością skał."
Pancerz świętego Patryka.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz