poniedziałek, 11 lutego 2013

Do ostatka...

Znów o Powstaniu Styczniowym, a przynajmniej z początku. W masowej wyobraźni Polaków ten narodowy zryw obecny jest dzięki obrazom Artura Grottgera z cyklów  "Polonia" i "Lituania". Jeden z nich, "Bitwa", przedstawia powstańców skupionych wokół sztandaru. Otoczeni przez niewidocznego wroga, rozpaczliwie walczą. 


Grottger nie widział powstania, to tylko jego wyobraźnia, być może wzbogacona relacjami. Obraz jednak tchnie pewnym autentyzmem. Jeden z powstańców przegryza ładunek, inny sięga do ładownicy. Trafiają ich kule, opierają się o ciała zabitych. Na twarzach albo fanatyczne zacięcie, albo strach, albo nadzieja na boską interwencję-lub przynajmniej dobrą śmierć. To nie jest przedstawienie konkretnej powstańczej bitwy. Jednak w malarstwie historycznym takie sceny są częste i często oparte na historycznych wydarzeniach. Walczący do ostatka żołnierze, wierni przysiędze, bez nadziei na ocalenie czy triumf, otoczeni przez wroga. Oczywiście że to pożywka dla propagandy.  Warto jednak przypomnieć parę takich sytuacji i przedstawiających je obrazów.  


Obraz Williama Wollena przedstawiający ostatki 44 Pułku Pieszego. Niedobitki brytyjskiej interwencji w Afganistanie. W 1839 roku Brytyjczycy, zaniepokojeni rosyjskimi ambicjami, postanowili obalić władce Afganistanu i zastąpić go sobie wygodnym. Weszli do Kabulu, zrobili co zamierzali, pozostawili wojsko, potem już wszystko poszło źle. Złe decyzje polityków i dowódców, wybuch powstania, negocjacje z Afgańczykami. Wszystko zakończone wyjściem wojsk brytyjskich z Kabulu i próbą powrotu do Indii. W zimie, wśród gór, kolumna atakowana była praktycznie bez przerwy. Nieopodal miejscowości Gandamak, niedobitki 44 Pułku stoczyły swoją ostatnią walkę. Na skalistym wzniesieniu, otoczeni przez afgańskich górali, wszyscy zginęli lub dostali się do niewoli. Na obrazie widać sylwetkę porucznika Thomasa Soutera. Pod płaszczem ukrył jeden z sztandarów pułku, sztandar Królowej. Ocaliło mu to życie. Afgańczycy biorąc sztandar za bogate szaty, wzięli go za jakąś znaczna personę. Licząc na okup zostawili go przy życiu. Wielu jego towarzyszy nie miało tego szczęścia... 
Brytyjczycy maja parę takich historii w swych bogatych militarnych dziejach.. Jedną, zakończoną szczęśliwie (przynajmniej dla części)  żołnierzy, była obrona Rorke Drift w czasie wojny zuluskiej.

Ten wspaniały obraz jest autorstwa francuskiego malarza de Neuville. Żołnierze 24. Pułku Pieszego (późniejszy South Wales Borderers)  odpierają ataki zuluskich wojowników. Ich towarzysze, kilometry dalej  pod iSandlwaną, leżą martwi, z wyprutymi tubylczymi włóczniami wnętrznościami. Na obrazie widać jak płonie budynek w którym mieścił się szpital, przez wybity otwór ewakuuje się rannych. Wewnątrz trwa straszliwa walka wręcz. Tu na barykadach, karabiny Martini-Henry parzą już dłonie obrońców. To jeden z wiktoriańskich mitów. 


de Neuville jest także autorem płótna poświęconego epizodowi z obrony miejscowości Bazeilles w czasie wojny francusko-pruskiej w 1870 roku.

Jednak o Francuzach, w dość egzotycznym miejscu, Meksyku i pewnej desperackiej obronie, już następnym razem.

3 komentarze:

  1. to tak poza tematem:
    http://www.cda.pl/grafika/7494760

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdyby następny papież był z formacji jezuitów to byłoby wesoło.

    OdpowiedzUsuń
  3. CHCIAŁEM JEZUITY MAM JEZUITĘ!!!

    OdpowiedzUsuń