wtorek, 1 października 2013

Co o Wielkiej Wojnie z Turkami poczytać warto.

Do napisania o tych książkach przymierzałem się już od dość dawna, ale dziś wpasowuje się w rocznicę. 1 października 1918 roku arabscy insurgenci wkroczyli do opuszczonego przez Turków Damaszku. Tak, to Wielka Wojna wykroiła problemy, które na Bliskim Wschodzie ciągną się po dziś dzień. Trzy książki w tym temacie, moim zdaniem godne polecenia. 
Najpierw Dardanele...

Kampania na Gallipoli, jest jednym z tych epizodów Wielkiej Wojny, który nie przestaje mnie fascynować. Z wielu powodów. Praca Petera Harta, autora wielu publikacji o I Wojnie, jest kolejną książką, którą na ten temat przeczytałem. Jej niewątpliwą zaletą jest obalanie mitów. Wielu mitów, którymi wydarzenia na Gallipoli obrosły-o tureckich karabinach maszynowych, jakoby koszących lądujących na plażach żołnierzy, o niemieckich oficerach, których Alianci widzieli w każdym lepiej ubranym Turku. Czy o mapach, których mieli nie posiadać Alianci i wiedli żołnierzy w niedostępne miejsca, wąwozy i urwiska. Mapy były i to bardzo dokładne, francuskie, tyle że przerysowując je Anglicy stosowali swoje poziomice i strome wzgórza zmieniały się w łagodne pagórki.Oficerowi zresztą i tak map nie potrafili czytać... Hart opisuje szerzej udział żołnierzy francuskich w operacji, fakt często pomijany. Książka ma jedną moim zdaniem wadę (choć dla kogoś może to wadą nie być)- wspomnienia. Dlaczego to niby wada, bo autor oddaje głos uczestnikom często (co jeszcze jest w porządku), ale też na bardzo "długo". Strona, półtorej, parę linijek od autora i znów wspomnienia.Czasem ma się wrażenie że autor nie chciał się przemęczać. Acha, zaletą jest też to że nie jest ANZAC-centryczna. Autor oddaje sprawiedliwość wszystkim kombatantom. Co nie zmienia faktu że Gallipoli jest głównym elementem australijskiej świadomości narodowej.
A przez postać Kemala Paszy -(nowo) tureckiej.

Teraz dalej na południe...


Tytuł książki nawiązuje do arabskiego przysłowia-"Kiedy Bóg stworzył Piekło, uznał że nie jest dosyć okropne, więc stworzył  Mezopotamię." Jest w tym wiele na rzeczy. Autor, Charles Townshend (zbieżność nazwisk z brytyjskim dowódcą, który poddał Kut, całkowicie przypadkowa), kreśli niezwykle bogaty obraz brytyjskiej inwazji Mezopotamii i późniejszego powstania Iraku. Jest tu dużo polityki, w której gąszczu można się nieco pogubić. Zresztą czasem sami jej wykonawcy się w niej gubili. Od szalonych projektów uczynienia z Mezopotamii miejsca dla osadnictwa z Indii (takiej indyjskiej koloni) po przepełnione wyidealizowanym obrazem Arabów miraże ich narodowego państwa. Jest dużo o działaniach militarnych, bitwach, oblężeniach, ich specyfice w warunkach Międzyrzecza. Koszmarze rannych i jeńców, istnym piekle. O nietypowych spotkaniach, jak rajd rosyjskich kozaków z Persji, by spotkać się z brytyjskimi sojusznikami.

Imperial War Museums

Autor nie traci perspektywy całego Bliskiego Wschodu i dokładnie prezentuje powstanie Iraku i problemy jakie Brytyjczykom to przyniosło. Bagdadzkim Żydom, chrześcijańskim Asyryjczykom przyniosło zaś zagładę...
Czas wreszcie na Palestynę...


"Ostatnia Krucjata" kojarzy się z Indianą Jonesem, tytuł jest jednak dość trafny. Autor przedstawia zmagania w tej części Bliskiego Wschodu od tureckich prób opanowania Kanału Sueskiego po zdobycie własnie Damaszku (i ostatniego skoku do Aleppo). Jest o osławionej bitwie o Beer Szewę i szarży australijskiej lekkiej kawalerii (która była jedynie częścią zmagań o to miasto)...


...jest o arabskiej irredencie, gdzie nie mogło zabraknąć postaci T.E. Lawrence i jego wyczynów.


Książka napisana jest przejrzystym i prostym językiem i koncentruje się głównie na sprawach militarnych. Polityczne kwestie są poruszane na tyle ile potrzeba ich ukazania dla wydarzeń militarnych. Autor sporo miejsca poświęca Turkom i stara się przedstawić jak najbardziej bezstronny i krytyczny dla obu stron obraz kampanii. Kampanii, która jak ta w Mezopotamii, otworzy kolejny worek z problemami...


2 komentarze: