wtorek, 1 lutego 2011

Turyści.

W Egipcie rewolucja na całego. Tysiące demonstrantów, czołgi na ulicach, krew, grabieże i turyści na plażach kurortów. Jeszcze w niedziele, jak gdyby nigdy nic, pełne samoloty z Polski ruszały ku wymarzonym piaskom Orientu.
Nie mam zamiaru nikogo oceniać, w sumie rozumiem ludzi, odpoczynek się należy, wyjazdy opłacone, no i co w zamkniętych kurortach może się przytrafić...ale turysta to ciekawe zwierze. Tyczy się to także mnie, choć rzadko podróżuje. Turysta to  w zasadzie stan umysłu. Zapłaciłem za wczasy/wycieczkę to cały kraj jest dla mnie, ci dziwni ludzie na około są do mojej dyspozycji, nie interesują mnie ich sprawy. Ważne jest tylko żeby wszystko zgadzało się z folderem. no i poczucie nietykalności, ba wręcz nieśmiertelności. Zabijają się i okradają tylko miejscowi, zwierzęta ,nawet te dzikie, to miłe pluszaki, choróbska to jakieś wymyślone bajki. Jestem turysta, zapłaciłem, jestem nietykalny. Miejscowe sprawy mnie nie tykają, jestem widzem.
Nieco inna mutacja tego stanu zdarzyła mi się w Izraelu. Spędziłem tam dwa tygodnie na szkoleniu w Instytucie Yad Vashem w Jerozolimie. Całe dnie spędzałem wraz z innymi nauczycielami na zajęciach, tak wiec żeby wyjść na miasto zastawała tylko noc. Ruszaliśmy więc w starą Jerozolimę o 21 czy później. Tak co wieczór. Miasto jest niesamowite, różnorodne, pisać bo o nim można wiele (może kiedyś będzie okazja). Do dziś pamiętam to niesamowite poczucie bezpieczeństwa. To w swojej miejscowości mam większe obawy wędrując po zmroku, niż tam w tym tyglu nacji i religii. Żydzi, Arabowie, wszyscy wydawali się przyjaźni, jacyś tacy zwykli. Nawet stada chłopców i dziewcząt w mundurach z bronią przestawały dziwić. Ot, tutaj to norma.


Każde złudzenie ma swój kres... Pewnego wieczoru, z jednym z kolegów, spacerowaliśmy wzdłuż murów starej Jerozolimy. Wyszliśmy bramą w pobliżu Ściany Płaczu, i kierowaliśmy się w stronę Doliny Jozafata. Nad nami górował meczet Al-Aksa.


U jego podnóża, już od strony Doliny, pod murem ciągnie się muzułmański cmentarz. Jak typowi turyści weszliśmy tam i pocykali parę zdjęć.


Nie zapuszczaliśmy się zbyt głęboko pomiędzy nagrobki i jak widać na zdjęciu, śmieci. Zawróciliśmy i z punktu widokowego na zboczu Doliny zrobiłem to zdjęcie:


Odwróciłem się by powiedzieć coś do kumpla, zamiast niego stało dwóch izraelskich żołnierzy. Lufy ich M-16 lekko skierowane były w moja stronę. Zatkało mnie, ale oni nic nie mówią, więc z niewinnym wyrazem twarzy ominąłem ich. Żołnierzy było więcej... Plus migający światłami radiowóz, przy którym stał mój kumpel i machał do mnie.
-Tomek, Tomek choć bo nie wiem co on gada.
W samochodzie siedział naprawdę duży policjant, ale nic nie gadał tylko dał mi do ręki telefon.
-Hallo?
-Kim jesteście i co tam robicie? - po angielsku wypytuje mnie niewieści głos.
-Eee, no jesteśmy turystami, spacerujemy, robimy zdjęcia.
-Tylko?
-No tylko-trochę się zdenerwowałem w tym momencie- A co nie wolno?!
To było głupie z mojej strony...
-Wolno,ale chcielibyśmy żebyście zawrócili. Będzie bezpieczniej.
Sześciu żołnierzy, jeden radiowóz, to przywraca rozum turyście. Grzecznie wróciliśmy tą samą drogą. Radiowóz odprowadził nas aż do bramy starego miasta.
Trochę czasu nam zabrało uświadomienie sobie że ta interwencja rzeczywiście było dla naszego bezpieczeństwa. Łażenie  po nocy, po cmentarzu, pod najważniejszym muzułmańskimi miejscami w Jerozolimie, nie było mądre. I to nie buszujące po nekropolii ghule,  mogły by być naszym zmartwieniem.
Turysta to ciekawy stan umysłu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz