Kiedy człowiekowi źle, męczy się ze światem i ze sobą, ma po prostu doła, przydaje się piosenka. Nie po to żeby humor sobie poprawić, ale żeby masochistycznie jeszcze sobie dokopać. Choć w sumie nawet nie o to chodzi, może wtedy lepiej odbiera się niektóre utwory. Może lepiej odbiera się własne słabości, lęki, wkurzenia... Moje depresyjne piosenki to:
1. MY IMMORTAL, EVANESCENCEPiosenka otwiera praktycznie każdą moja playliste. Nie można się oderwać od tonów pianina i głosu Amy Lee. Gdy jeszcze zacząć dumać nad tekstem...
Osobną sprawą jest znakomity teledysk. Leniwa, czarno-biała narracja, Amy Lee i miasto. Początkowo myślałem ze to Dubrownik (w którym nigdy nie byłem, zmyliła mnie fasada kościoła poszatkowana pociskami w jednej z scen, skojarzyłem od razu z zniszczeniami tego miasta w czasie nie tak odległej wojny), ale poczytałem i okazało się iż to Barcelona.
2. LONELY DAY, SYSTEM OF THE DOWN
Tytuł mówi sam za siebie. Często towarzyszyła mi w drodze z pracy, nim z autobusu przesiadłem się na skuter. Heh w sumie tak jak w teledysku, tylko że komunikacja miejska nie ma takich busów. Przez cały dzień pracy stykam się z dziesiątkami, jeśli nie setkami osób-belfrzy, uczniowie...w pewnym momencie samotność jest nawet pożądanym stanem...ale zawsze jest jakoś pusto.
"It's a day, that I'm glad I survived."
I znów znakomity teledysk-tym razem Ormianie, miasto i płomienie.
3. OHNE DICH, RAMMSTEIN
Kolejny wymowny tytuł- bez ciebie. I brutale z Rammstein wzbijający się na szczyty liryzmu i za to ich lubię. Teledysk to osobna historia, o której w następnym poście.
Najlepszy utwór na uspokojenie to niewątpliwie "Enter sandman" !!!
OdpowiedzUsuńpiosenka nr 1, tak wspaniała na słabszy dzień, dająca 4 minuty na odkrycie samego siebie, ale i w te pełne chaosu i hałasu dni pozwala wyciszyć umysł, oraz odpocząć..
OdpowiedzUsuń