wtorek, 19 kwietnia 2011

Mistrz mistrzów.

Wczoraj pokazłem trzech wielkich komików starego kina. Dziś mój numer jeden, bóg komedii...Po nim nikogo nie da się nazwać komikiem filmowym.


Louis de Funes, hiszpański Francuz ;) człowiek, który czekał na swoja wielką karierę długie lata i dopiero mając 50 lat pokazał światu swoje oblicze. I to jakie oblicze, jak mówił : " Z workiem na głowie byłbym zgubiony, nie mógłbym nic zrobić." To co robił z swoją twarzą, ba to co robił ze swoim ciałem to... no własnie nie wiem co. Bo jak opisać żywioł? A de Funes takim żywiołem był. Większość granych przez niego postaci to neurotyczne, gnębione maniami (Mania wielkości ;)), rozdygotane osoby. Takie jakie często spotykamy wokół siebie i najczęściej ich nie lubimy, bo potrafią obrzydzić nam życie. Inaczej na ekranie, bawią nas do łez i w duchu dziękujemy że nie my musimy znosić, dajmy na to sierżanta Crichota. 



Seria żandarma najbardziej kojarzy się z de Funes. gdybym jednak miał utworzyć swój prywatny ranking jego filmów, to było by to coś takiego:
1. Napad na bank- opowieść o sprawiedliwości, którą czasem trzeba wziąć w własne ręce i przezabawne próby  rodziny sklepikarza obrabowania banku, który zmarnował  ich pieniądze. Genialna scena z portretem :)




2. Hibernatus-powrót przodka, który większość XX wieku spędził skuty lodem. Louis ma tu fiksację na tle Legii Honorowej, którą ma nawet jego służący a on nie:) Świetna scena wokół klasztoru, gdy policjanci w pełnym, rynsztunku jak jeden mąż klękają na dźwięk modlitwy mnichów. 



3. Mały pływak- Louis kontra rodzina rudzielców. Genialna scena kazania i wspinaczki na latarnię morską. 




4. Przygody rabina Jakuba- czy może być coś zabawniejszego niż wrzucenie Francuza i Araba ściganego przez  tajną policję swego kraju w społeczność aszkenazyjskich Żydów? 




5. Tatuaż- obraz Modiglianiego wytatuowany na plecach arystokratycznego zabijaki. Louis jako marszand pragnący położyć łapki na tym dziele. Odkryje jednak że życie daje wiele przyjemności, jak na przykład gonienie z bronią, po zamku za rabusiami. 




To takie moje top five.  Poza wszelkimi kategoriami Kapuśniak. Przedostatni film de Funesa. Zabawna, nostalgiczna opowieść o przemijaniu, starości i przyjaźni. 




I na zakończenie słowa synów komika.
 Życie z naszym ojcem było urocze i pełne niespodzianek. Nie było ani smutne, ani banalne. Powszechne mniemanie, że aktor komediowy zostawia swoją wesołość w teatrze a w domu przywdziewa melancholijną maskę, nigdy nie miało w naszym domu zastosowania. Louis de Funes był człowiekiem zabawnym tak na ekranie jak i w życiu prywatnym, z tym, że w pracy, jak prawdziwy profesjonalista, stosował inne środki, przez cały okres swojej artystycznej kariery doskonaląc swój warsztat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz