piątek, 6 maja 2011

Torchwood sezon drugi.

No i przyszedł wreszcie czas na moją recenzję drugiego sezonu Torchwood. Po pierwsze podobał mi się bardziej niż pierwszy, tak całościowo. Choć brakowało tak mocnych odcinków jak Out of Time.
Zespół zachowuje się bardziej profesjonalnie (tylko trochę bardziej), sporo ciekawych pomysłów, parę naprawdę świetnie zrobionych scen. Minusy pierwszego sezonu pozostały, ale mniej rzucają się w oczy. Choć może wynikać to z przyzwyczajenia do konwencji serialu. No i gościnne  występy Marthy Jones :).
To jedźmy z odcinkami (spoilery oczywiście mogą się trafić!)
1. Kiss, Kiss, Bang, Bang


Kapitan Jack wraca do swojej gromadki. Jak się okazuje radzili sobie bez niego nawet nieźle, gonili ryby po Cardiff na przykład (przezabawne otwarcie odcinka, choć nie dla ryby). Wraca Jack, ale pojawia się też jego znajomek z daaawnych czasów Kapitan John Hart. Mocno zakręcony, mocno rozrywkowy, cholernie niebezpieczny Otwarcie sezonu z biglem, głównie dzięki zamieszaniu spowodowanemu przez Harta, masa świetnych tekstów (na przykład ten- Hart:Ho, Ho, więc twój zespól ma nazwę? Kocham nazwy zespołów, no dawaj.
Jack: Torchwood
Hart: Och. Nie Excalibur? Uch, Śnieżyca? Gliniarze w bikini? Nie? Torchwood. Ojej.)
No i kolejne spojrzenie w przeszłość Jacka i zapowiedz nadchodzących kłopotów.
2. Sleeper


 Pewna niewiasta przekonuję się że jej życie było ułudą, fałszem, a ona sama nawet nie jest człowiekiem... Epizod  w stylu Philipa K. Dicka. Pytanie o własną tożsamość, realność rzeczywistości w której się funkcjonuje i że o człowieczeństwie nie decyduje biologia, ale uczucia i działania. Takie jak poświęcenie. Bardzo dobry odcinek.
3. To the Last Man


Co roku, od 1918, Torchwood wyciąga z swojej lodówki i odmraża Tommiego. Bo chłopak może się przydać. No i rzeczywiście  się przydaje, by załatać czasową anomalię. Nie skończy się to dla niego dobrze.
Kolejny dobry odcinek, urocze "randkowanie" Toshiko i Tommiego, nawiązania do Wielkiej Wojny , które tak lubię (z smutną refleksja o 306 brytyjskich żołnierzach rozstrzelanych  za tchórzostwo, bo nad diagnozowaniem stresu pola walki. dopiero pracowano. Dla porównania w armii niemieckiej egzekucji było 48). No i przeszłość Torchwood, zespól Anno Domini 1918:


4. Meat


Świetny pomysł odcinka. Handel obcym mięsem :) zwłaszcza ze źródło jest niewyczerpalne:) Narzeczony Gwen, Rhys dopuszczony do sekretów Torchwood. Całość średnia i zdecydowanie nie dla wegetarian.
5. Adam


Kolejny dobry odcinek. Obcy żywiący się wspomnieniami i dowolnie je kreujący. Nieźle namiesza w życiu zespołu. Dowiemy się co z przeszłości Jacka boli go najbardziej. Trochę refleksji po tym epizodzie mnie naszło. Że tak naprawdę liczą się tylko wspomnienia? Jak łatwo je potrafimy zmienić? (odwieczny problem historyków, krytyka źródła się kłania). Najsmutniejsze to że kiedy o nas zapominają, przestajemy istnieć.
6. Reset


Gościnnych występów Marthy Jones początek. W sumie to największy plus odcinka, jeszcze koncept instytutu wykorzystującego obcych do eksperymentów medycznych i uzyskany "lek" Reset i marzenie każdego szpiega w postaci szkieł kontaktowych robiących za kamerę, nadajnik, radio i posiadających HUD.
Całość wyszła tak sobie. W finale Owen dostaje kulkę...
7. Dead man Walking


Powrót ożywiającej rękawicy (druga do pary). Ożywienie Owena nie było dobrym pomysłem. Śmierć w własnej osobie kroczyć będzie po ziemi. Parę naprawdę makabrycznych tekstów, nawiązanie do epidemii Czarnej Śmierci, parę niesamowicie zmontowanych scen.
8. A Day in the Death


Mam problem z tym odcinkiem. Mieszane odczucia. Owen nadal nie żyje. Odejść jednak nie może...
Najmocniejsze sceny to wspomnienia weselne niedoszłej samobójczyni. Ciężki epizod...
9. Something Borrowed


Najbardziej rozrywkowy i najlepszy odcinek serii. Ślub Gwen i Rhysa przybiera naprawdę niesamowity obrót. Niechciana, nagła ciąża, to tylko jeden z problemów. Zawsze jest jeszcze teściowa:)


10. From Out of the Rain


Znów dobry odcinek. Powrót makabrycznego wędrownego cyrku. Trochę za mało klimatu grupy cyrkowców, w zasadzie freak show jakie szwendały się po Europie i Ameryce lata temu (taki klimacik miał odcinek Supernatural z Rakshasa).
11. Adrift


Gwen na prośbę kumpla z policji bada sprawę tajemniczego zniknięcia nastolatka. Okazuję się że czaso-przestrzenny uskok pod Cardiff działa w obie strony, i czasem porywa on ludzi. Niektórzy wracają...
Smutny odcinek, ze w sumie prawda nie zawsze jest lepsza. Bo zabija nadzieję.
12. Fragments


Zbliżamy się do finału. Zespół z typowa dla siebie naiwnością wpada w pułapkę. Ich pogrzebanie pod gruzami daje możliwość pokazania jak trafili do Torchwood. Najlepsza opowieść Toshiko i Jacka. Wiktoriańskie Torchwood rządzi :) (aczkolwiek biorąc pod uwagę pozycje kobiet wtedy,  żeński team to ekstrawagancja twórców, choć dająca niezłe możliwości, gdyby powstał serial o początkach instytutu buuu takie Torchwood chcę). Odebrałem ten odcinek jako taki trochę zapychacz miejsca. Przedostatni odcinek, dajmy wspominki, małe wprowadzenie do finału, a co się będziemy wysilać. Nie żeby mi się nie podobało, ale jakoś nie w tym miejscu.
13. Exit Wounds

No i finał. Powrót Harta i rodzinne spotkanie po latach. I rodzinna zemsta...Mocne zakończenie sezonu, zdecydowanie lepsze niż pierwszego. Szkoda Toshiko...Torchwood nie będzie już takie samo.



Podsumowując. Hmmm, ja chce wiktoriańskie Torchwood!!! Teraz była by pora na  Children of  Earth, czyli mini trzeci sezon. Postanowiłem jednak odpocząć sobie od Jacka i jego czeredki i zobaczyć jak radzi sobie inny zespół do zadań "specjalnych". Czyli chłopcy i dziewczęta z serialu Primeval. Pewnie też napisze o tym parę zdań.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz