Pierwsza własna (i oby duża) impreza 14 Pułku z Luizjany. w historycznym miejscu jakim jest Giżyn (o zeszłorocznym zwiadzie pisałem tu). Z wojną secesyjna tą zachodniopomorska miejscowość łączy oczywiście ten człowiek.
Johann August Henrich Heros von Borcke przyszedł na świat 23 lipca 1835 roku w starej szlacheckiej, pruskiej rodzinie z Zachodniego Pomorza. Rodzinna tradycja predestynowała go do służby wojskowej, którą podjął w pruskiej kawalerii. Jednak w 1861 roku porzucił służbę i wiedziony zapewne zewem przygody ruszył do ogarniętych domową wojną Stanów Zjednoczonych. W maju 1862 roku po pokonaniu unijnej blokady wylądował na Południu i w Richmond szukał możliwości służby dla Konfederacji. Potężny pruski kawalerzysta, ledwo mówiący po angielsku, pragnący poświęcić się sprawie Południa stał się gwiazdą salonów stolicy. Miało się jednak okazać że nie tylko parkiety balowych sal były jego żywiołem. Przydzielony jako adiutant do sztabu generała J.E.B. Stuarta stał się cennym nabytkiem dla konfederackiej kawalerii. Stuarta i Von Borcke połączyła wielka sympatia i zaufanie, obaj pełni kawaleryjskiej fantazji zdawali się idealnie wpisywać w etos jazdy. Von (jak zdrobniale nazywał go Stuart)samym wyglądem go ucieleśniał. Potężny, z zadziornymi wąsiskami i brodą, dosiadający potężnego rumaka , obwieszony bronią (dwururka, karabin, trzy rewolwery) i potężnym pałaszem (który znajduje się dziś w zbiorach Muzeum Konfederacji) stanowił niezwykły widok.
Nie była to pusta fanfaronada. Borcke sprawdzał się w boju, w zwiadzie, jako doradca i łącznik z sztabem generała Lee. Ponoć nawet jako aktor w kobiecych kreacjach w żołnierskich przedstawieniach (co przy jego wyglądzie zaiste musiało być niezwykłe).
Wojenne szczęście odwróciło się od niego 19 czerwca 1963 roku pod Middleburgiem gdzie jankeska kula trafiła go w szyję, rozerwała tchawice i utkwiła w lewym płucu. Nie dawano mu szans na przeżycie, jednak po długiej rekonwalescencji udało mu się wrócić do sił. Nie na tyle jednak by wrócił na siodło i do służby w polu. Stuart pisał do niego: „ Mój drogi Von, mój obóz wydaje się nudny i opuszczony odkąd cię nie ma. Na polu bitwy nie wiem jak sobie poradzę bez Ciebie, czuję się jakby stracił moja prawa rękę.” Los miał się okazać przewrotny. To von Borcke będzie czuwać przy śmiertelnym łożu swego przyjaciela i dowódcy Stuarta.
Konfederacja nagrodziła pruskiego kawalerzystę awansem na pułkownika i pochwałą Kongresu. Nie mogąc przydać się sprawie Południa na polu bitwy, Von Borcke wysłany został z misją dyplomatyczną wiosną 1865 do Londynu. Była to już jednak misja bez znaczenia, zarówno pruski szlachcic nie mógł mieć żadnego wpływu na brytyjskie kręgi władzy, a i dni Skonfederowanych Stanów były policzone. Sprawa, którą Borcke zwał „słuszna i szlachetną” była stracona. Błędny rycerz, jak nazwała go amerykańska historyk Ella Lonn, powrócił do Prus i do służby wojskowej. Walczył jeszcze przeciw Austrii, jednak stan zdrowia zmusił go do odejścia. Osiadł w swych dobrach na Pomorzu, a nad pałacem w Giżynie powiewała flaga Konfederacji. W 1877 roku opublikował swe wspomnienia z czasów wojny secesyjnej. Do Ameryki wrócił jeszcze w 1884 roku, fetowany na Południu jak bohater.
Zmarł 10 maja 1895 roku, a jego doczesne szczątki spoczęły w rodzinnym mauzoleum w Giżynie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz